Homera. W nich to Strumieński przyswoił lub wykształcił sobie pewne bronie: podejrzliwość, baczność na urażenia psychiczne, skrytą brutalność, a w ślad za niemi nauczył się hipochondryi i pesymizmu, które u Roberta były naturalnym wynikiem jego fizycznego upośledzenia.
Równocześnie z upodobaniami szlacheckiemi, a raczej hreczkosiejskiemi, wsiąknęły weń pojęcia i nastroje romantyczne. I to słowo trzeba brać w znaczeniu popularnem, a więc przedewszystkiem mieć na myśli miłość.
O kobietach miał Strumieński bardzo pochlebne mniemanie, być może wskutek tego, że pierwsza część jego młodości upłynęła przeważnie w Wilczy, we dworze zdziczałego starca, gdzie pięknych i mądrych niewiast wcale nie widywał, znał je więc tylko z książek i wyobrażał sobie o nich cudowne rzeczy. To wytworzyło stały osad romantyzmu w jego duszy, który pozostał nawet wtedy, gdy Strumieński zetknął się z życiem miasta i przy pomocy przyjaciół rozszerzył zakres swych płciowych doświadczeń, otrzymując w ten sposób w dodatku pewien pokost cynizmu, który się łatwo zeskrobywał. Skromność i nieśmiałość usposobienia, którą może i mylnie przypisywał tylko stosunkom, w jakich się chował, nie pozwalały mu na zbytnią natarczywość w platonicznych miłostkach z porządnemi kobietami, więc kochał się w nich mniej więcej według recepty Mickiewicza:
Ach ja ją tak na martwym ubóstwiam obrazku,
Że nie śmiem licem skazić jej bezbronnych ustek,
I gdy dobranoc daję przy księżyca blasku,
Albo jeśli w pokoju lampa jeszcze płonie,
Nie śmiem rozkryć mych piersi, z szyi odpiąć chustek,
Nim jej listkiem cyprysu oczu nie zasłonię[1].
Tylko ostatnich wierszy nie mógłby zastosować w praktyce, gdyż i o listek cyprysu było dość trudno,
- ↑ Ach ja ją tak... – słowa Pustelnika z czwartej części Dziadów Adama Mickiewicza.