jakimś środkiem z zewnątrz (rewolwerem, trucizną), — tego oboje nie wiedzieli, ale uspokajali siebie, że jeżeli nie wiedzą, to właśnie tylko dla tego, aby mieli po co żyć (sprzeczność!), o czem myśleć, żywić jakieś nieskończone pragnienie w swojej miłości. Mówili sobie nawet, że toby było źle, gdyby wiedzieli „jak“, — bo przecież z nimi razem wiedziałby o takiej możliwości i cały świat, podczas gdy właśnie znaleźć ją mają tylko oni oboje, bo po to przyszli na świat. Otóż w „Księdze Miłości“ mieli opisać tę swoją podróż ku śmierci, i pozostawić ją wraz z tajemnicą śmiercionośnego wynalazku w spuściźnie wszystkim miłosnym parom, któreby ich naśladować pragnęły.
Takimi pomysłami raczyli się jak muzyką, ale byli zbyt ostrożni, żeby kiedykolwiek jasno się deklarować, czy je biorą na seryo, czy nie. Zresztą mimo tych wszystkich spacerów w dziedziny niemożliwości, wracali zawsze z wielką pewnością na ubitą drogę praktycznego żywota. Strumieński przemyśliwał nad tem, że trzebaby przecież wrócić do kraju, dokąd go powoływał stan interesów, Angelika zaś przychyliła się do tego z innych powodów.
Podobnie jak w oko, szeroko rozwarte i z zaufaniem wpatrzone w błękit, wpada czasem mała muszka i zmusza je do zamknięcia się i gwałtownych drgawek, tak samo i horyzont jej szczęścia zaciemnił się przez głupstewko. Oto Angelika skompromitowała się na polu artystycznem: znawcy zarzucili jej plagiaty. Sąd ten, chociaż nie bezpodstawny, był jednak za surowy, bo plagiowanie u Angeliki miało źródło nie w chęci oszukania publiczności, lecz w nieodporności jej umysłu, było niejako jej potrzebą. Angelika tak się nieraz zachwycała i przejmowała urokiem niektórych cudzych
Strona:Karol Irzykowski - Pałuba Sny Maryi Dunin.djvu/78
Ta strona została przepisana.