bardziej, że Strumieński tak właśnie regulował swoje gospodarskie interesa, jakby miał ciągle żyć, a zajęcia tak mu się układały, że ich nie mógł ani zakończyć ani przerwać. Z dnia na dzień zwlekał więc z załatwieniem życzenia Angeliki, czekał na przypadek, któryby mu decyzyę ułatwił, np. na zaostrzenie się stosunków z Maryuszami i sąsiadami do tego stopnia, by pobyt jego w ojczyźnie stał się niemożliwym. A przecież z drugiej strony żal mu było Wilczy, nie chciał, by taki przypadek nastąpił, przytem nie uśmiechała mu się rola impresaria Angeliki. Chciał mieć coś w rękach, czemby moralnie górował nad nią, coby przeciwstawił jej intelligencyi i talentowi. Wciąż bowiem jeszcze uważał ją za niezwykłą kobietę, jakkolwiek jednocześnie z tym respektem łączył się w jego duszy brak respektu dla jej artyzmu, — ślad ujemnych krytyk, które o niej słyszał. Ten brak należytego respektu odczuwała Angelika w kurateli, którą roztaczał Strumieński nad jej twórczością, a przytem miewała westchnienia w duszy, że zbyt na seryo wziął jej pozę zrzeknięcia się dalszych występów publicznych. Dlatego też lubiła — nb. żartem[1] — hamować zbytnie jego zapały teoretyczne, nadto zdawało jej się, że jako fachowa, jako twórczyni, może je sobie lekceważyć. Słyszała gdzieś, że „grau ist jede Theorie.“ Atoli mimo tych podszeptów ambicyi miarkowała, że jej siła i wiedza techniczna nie dorastają tych nowych zadań, jakie sobie w sztuce stawiali. Mówiła mu wtedy, że czuje brak talentu, lecz on zachowywał się wobec tego tak, jakby chciał jej zarzucić: Udajesz to naumyślnie, aby nie poddawać się mojemu wpływowi.
Lecz to wszystko nie wyczerpuje całej gry motywów; sięgały one jeszcze głębiej. Tu jednak wypada mi zaznaczyć ponownie, że wszystkie te motywki pra-
- ↑ Rola żartu, jako jedynego czasem objawu, w którym się wynurzają tajemne uczucia, wchodzące w skład jakiegoś oficyalnego stanu duchowego.