obojętnych. Ale czuł w jej spokojnym głosie jakby triumf nad nim. Byli od siebie daleko. Wtem padło jej pytanie:
— Nie mogę sobie przypomnieć... Jak się nazywa ta rzeka w Hadesie, która płynęła falami płomieni?
— Pyriphlegethon! — pomógł odrazu. Na tem słowie spotkał ją i w wyobraźni znaleźli się znowu razem nad brzegiem rzeki, którą beznadziejnie uciekała straszna łódka z rozpalonem ciałem dziecka...
Wacław zrozumiał, że ujrzał je właśnie przed chwilą znowu żywe, na jedno mgnienie. I przypomniał sobie także, że właściwy napis na flaszeczce brzmiał: Hidrochinon. Dla upewnienia się zajrzał jeszcze do porzuconych przyrządów i odczytał obojętne choć zaczajone słowo z dwóch słów złożone: Hidrochinon. Nie ogień lecz woda...
Wysnuwał teraz wnioski ze swojej klęski.
— Ja myślę — rzekł obłudnie — że Osia musiała się już przyzwyczaić do swojego stanu, jakimkolwiekby on był, bo przystosowawcza zdolność ludzka jest ogromna. Że się już przecisnęła przez ten jakiś mur, który ją dzielił od... i stanęła po tamtej stronie, gdzie sobie jakoś dała rady.
— Ty to mówisz? Ty chcesz mnie „pocieszać“?
— Nie... nie...
— Jakże ona sobie da tam rady — beze mnie?
— Bez nas!
— Ty mogłeś się zostać!
Te słowa zorjentowały go odrazu. Wiedział, że Ludmiła wypomina mu chwilę, kiedy wstrzymał ją od samobójstwa, i chwile późniejsze, kiedy jeszcze pilnował, aby sobie nic nie zrobiła. Wiedział, że jej wola pod tym względem teraz zupełnie osłabła i że nie było obawy. Pojawiła się przed nim myśl, której już nie odpychał, że
Strona:Karol Irzykowski - Z pod ciemnej gwiazdy.djvu/133
Ta strona została uwierzytelniona.