Strona:Karol Irzykowski - Z pod ciemnej gwiazdy.djvu/34

Ta strona została uwierzytelniona.

„Widocznie zamożni ludzie“ — pomyślał sobie kompozytor, patrząc na wierzchołki rozstawionych koło okna egzotycznych roślin i wsłuchując się w dźwięk fortepianu. „Cudowny instrument, nadzwyczajny“! — stwierdzał dalej, i pomyślał sobie jeszcze, że ten, co grał, gra „sympatycznie“ — bał się sądzić o jego grze surowiej, bo mogła to być przecież „ona“. Zaczął już nawet dosłuchiwać się „miękkich kobiecych odcieni“; wtem gra ustała, a grająca osoba widocznie oddaliła się, jednak tak jakoś cicho, że wydało mu się jeszcze więcej prawdopodobnem, iż to była owa urocza blondynka.
Gdy tak stał na trotuarze, zrodziła się w nim nagle nieopisana chęć: wdrapać się do tego salonu przez otwarte okno, zasiąść do tego przecudnego instrumentu i zagrać dla „niej“ swoją sonatę. Na samą jednak myśl o tem, serce gwałtownie bić mu zaczęło, przeraził się własnej zuchwałości i uciekł, lecz potem im bardziej oddalał się od okna, tem mniej bezsensowym i aroganckim wydawał mu się powzięty dopieroco i zaraz porzucony zamiar. „Ostatecznie, w najgorszym wypadku — myślał sobie — powiem, że nie mogłem się oprzeć chęci spróbowania instrumentu, oni zaś — jeżeli pojawią się tam jacyś oni — powiedzą, żem warjat, oryginał. Oświadczę im wesoło; „możecie mnie wyrzucić napowrót przez okno“ i oddam im się na łaskę i niełaskę“. Zresztą dość ufał swojej wirtuozowskiej sile i gotów był nią w razie potrzeby zaimponować. Wkońcu powiedział sobie: „Wrócę, a jeżeli zobaczę, że okno jeszcze niezamknięte — będzie mi to znakiem, że mam wejść“.
Zawrócił więc znowu z drogi, a idąc ku owemu oknu, oddalił myśl o grozie przedsięwzięcia w ten sposób, że wyobrażał sobie, jak będzie dotykał klawiszy, muskanych przez jej paluszki; zdawało mu się nawet, że nie dotknie