— Podły! podły! — mruczał Mojski przez sen.
— Bądź zdrów osiołku boży! Bądź zdrów i miej na temat pani burmistrzowej sen rozkoszny! Taka będzie moja szlachetna zemsta!
Nachylił się nad śpiącym, dał mu lekkiego szczutka w nos i wrócił na swoje miejsce w namiocie.
— Podły! — powtórzył jeszcze raz Mojski i westchnął przez sen głęboko.
∗ ∗
∗ |
— Zanim jeden z nas zginie, zabłyśniesz jeszcze raz w pełnej aureoli cynizmu — rzekł nazajutrz Mojski do swego manekina. — Będziesz potem wzięty w niebo łotrów, bo ja nie zawaham się w twojem imieniu położyć na kartę ostatnią stawkę. Mogęż ci tego odmówić? Przecież jesteś wolnym człowiekiem. Czyń, co ci się podoba: ja ze zgrozą idę za rydwanem twoich triumfów szatańskich i załamując ręce, wołam: biada!
Była pewna tajemnica polityczna, którą powierzono Mojskiemu, tajemnica ogromnej doniosłości, od której zależało nietylko życie pewnej grupy osób, lecz i powodzenie planu, mogącego mieć kiedyś dobroczynne następstwa o niesłychanej doniosłości. To była ostatnia stawka Mojskiego w jego grze z sumieniem.
Zasiadł do napisania decydującego listu i najpierw długo i spokojnie patrzył w twarz swemu sobowtórowi.
— Więc chcesz to koniecznie uczynić? — rzekł wreszcie tonem łagodnej perswazji. — Chcesz to uczynić bez żadnej dla siebie korzyści, bez żadnej zewnętrznej potrzeby? jedynie dla szalonej, bezrozumnej igraszki? Każ sobie przynajmniej dobrze zapłacić, nie daj się oszukać, jak Judasz.