Uciekli z pod dzwonu pojazdu ostatni pasażerowie. Cofnął się przerażony tłum. Całe rusztowanie pod „Nadzieją“ zaczęło trzeszczeć i giąć się, wreszcie runęło — „Nadzieja“ z łoskotem dotknęła ziemi.
Obracała się naokoło swej osi ruchem wstecznym, wwiercała się w ziemię. Była podobna do olbrzymiego kreta, który przerażony światłem słonecznem grzebie sobie norę. Po arterjach jej cudownego ciała rozlewała się zatruta energja. Czy była nieczysta? Czy zatruto ją dopiero w ostatniej chwili? A może ta jedna kropla wydobyła na jaw jej właściwą chemję?
Rozleciał się tłum przerażony, porzucając miejsce klęski.
Twórca statku odchylił jedną z klap jego, wskoczył do wnętrza i zamknął się. „Nadzieja“ coraz szybciej wirowała, jakby wściekłą furją opętana i wgryzała się w ziemię, rozsypując ją naokoło. Z pagórków przyglądali się ludzie jej tonięciu. Wkrótce znikła zupełnie. Tylko mogiła rozkopanej ziemi wskazywała miejsce, gdzie znikła Nadzieja zatruta przez Rozpacz.