Strona:Karol Irzykowski - Z pod ciemnej gwiazdy.djvu/84

Ta strona została uwierzytelniona.

ona była, jak sama z pewną dumą powiedziała, stenotypistką. Od dłuższego czasu on emablował ją energicznie, zdążył już poprosić o adres, narzucał się z odgadywaniem jej charakteru, zarzucał jej brak szczerości — wogóle wikłał ją w rozmowę, która musiała obojgu wydać się jedną z tych głębszych.
— Nie, ale moja kuzynka była na jego „Kochankach“ i wyszła po pierwszym akcie! — odrzekła panienka, symbolicznie wyjmując z torebki naperfumowaną chusteczkę i podnosząc ją do nosa.
— To nie Gru... — lecz Grabiński, nowelista! — objaśnił młodzieniec i z uśmiechem wtajemniczonego w sekrety nowej literatury polskiej dodał: — Nazywa się tak dlatego, że jakiś wydawca go ograbił, nie zapłacił mu ani feniga za jego piękne utwory.
Z kąta przedziału rozległo się protestujące chrząkanie. Sprawcą jego był jegomość, którego, jak mi się zdaje, widywałem bardzo często w różnych, lecz zawsze dobrze odżywionych postaciach — rasowy paskarz.
— Przy dzisiejszych cenach papieru każdy wydawca jest dobrodziejem autora i literatury — zaryzykował wreszcie.
Akademik, pomijając niepożądane mu zapewne wtrącenie się trzeciej osoby, ciągnął dalej:
— Gdyby pani dostała „Demona Ruchu“ tego autora, radzę pani przeczytać nowelę „W przedziale“. Bardzo zuchwałe! Ciekawym, coby pani pomyślała.
— Ale ja nie ciekawa.
— Proszę pani, Grabiński pokazuje, że na świecie są wszędzie duchy i cuda. Czy panią interesują cuda? A może pani wogóle nie wierzy w cuda? Pani jest może materjalistką? — kontynuował młodzieniec niestrudzenie swój wywiad.