— Przepraszam państwa! — rzekłem milcząco, ale astralniki mnie słyszały.
Kikuty cofnęły się w głąb, lecz niebawem wysunęły się znowu z odrośniętemi już kończynami. Ich ruchy zwracały się teraz w moją stronę, lecz trzymały się w przyzwoitej odległości jakby jeszcze niepewne i trwożliwe.
Nic sobie nie robiąc z ich obecności, zdjąłem z siatki swoją walizkę i otworzywszy, wydobyłem z wnętrza paczkę czekolady orzechowej. Rozłamawszy ją na kawałeczki, ułożyłem je na tekturowej przegródce walizki, zjadłem jeden kawałek z objawami najwyższego delektowania się, poczem wstałem i wziąłem się do otwierania okna. Szło mi to niesporo — czy w szparach uwięzły jakie strzępy ciał astralnych czy inne licho, dość, że udało mi się spuścić okno tylko na kilka centymetrów wdół, a potem zacięło się tak, że nie posuwało się ani wdół ani wgórę, Mozoląc się daremnie przy nieposłusznem oknie, rzuciłem okiem wbok. Mój podstęp udał się: do walizki wlazły już astralniki wszystkich pasażerów i łakomie lizały czekoladę. W mgnieniu oka spuściłem wieko, zatrzasnąłem i sam z rozmachem siadłem na niem, aby się astralniki nie wymknęły. Okropne ich wycie wnet rozradowało serce. Zgilotynowane głowy zamknąłem na klucz — myśląc sobie, że będzie to dobry materjał do sekcji.
— Szczególny sposób zamykania walizki — rzekł w tej chwili fryzjer, obudzony oczywiście nie wyciem astralników, którego z pewnością nie słyszał, lecz trzaskiem wskutek zamykania.
— Teraźniejsze zamki tak się zacinają. — Ale przy sposobności — czy wolno panu zadać jedno pytanie? Jakim głosem pan śpiewa? Zapewne tenorem? Czy pan lubi „Trubadura“?
Strona:Karol Irzykowski - Z pod ciemnej gwiazdy.djvu/94
Ta strona została uwierzytelniona.