Strona:Karol Mátyás - Śmierć w wyobraźni i ustach gminu.djvu/3

Ta strona została uwierzytelniona.

Marcina na weselu niema, tak dalej w pogoń za nim. Nic nie pomogło sześć kłód w kapliczce, bo Kostusia kominem wlazła. I tak okropnie Marcina zbiła za to, że ją zwodził, uciena mu głowe i poleciała.
Za to na tamtym świecie, jak śmiercie miały swoje wesele, swoją zabawe, tak zaprosiły na nią Marcina i téż mu dawały próżne talérze, a one same miały na talérzach jaszczurki, węże, żmije i żaby. Więc on sie pyta:
— Czegoż wy mi dajecie próżne talérze?
A Kostusia, ta, co go wzieła, odzywa sie na to:
— Boś ty mnie kazał na weselu dawać próżne talérze, więc ja tobie daje téż próżne; tak jak są niedobre nasze potrawy dla ciebie, tak wasze potrawy były niedobre dla mnie!“[1]
W dawnych czasach trzymała nawet ludziom do chrztu dzieci, wskutek czego weszła raz w kolizję z djabłem. Pamiętny to wypadek, bo od tego czasu ma początek Ancychryst, uwiązany w piekle na ogromnym łańcuchu. Rzecz miała się tak:
„Kiedyś bardzo dawno jednemu chłopu urodziło się dziecko, a że był okropnie biédny, nikt mu nie chciał iść za kumotrów. Wszystkich prosił, nawet dziadów z pod kościoła, ale i dziady nie chciały iść. Tak on se myśli:
— Kiedy mi już nikt nie chce iść za kumotrów, póde na cmętarz i Kostusie poprosze, to ona pódzie.
Jak se pomyślał, tak zrobił. Poszedł na cmętarz, idzie, idzie ścieżką, spotkał djabła. Ale djabeł prędko leciał, nie miał czasu z nim gadać. Idzie daléj — spotkał śmierć i mówi:
— Moja strasná biáłá pani! moze mi téz nie odmówis i pódzies mi za kumoske...
A Kostusia odpowiada:
— A póde! A wkiedyż bedą te chrzciny?
A chłop odpowiada:
— W Matke Boską Zielną.
— O to póde, bo mam czas. Ale nie chodźcie do kościoła, aż ja przyjade!
Chłop, okropnie uradowany, podziękował jéj i idzie. Idzie i spotyka djabła. A djabeł sie go pyta:
— Pocóżeś ty tu (na cmętarzu) był?

A przyszedłem twoją panią matke zu kumoske prosić.

  1. Czarna Wieś pod Krakowem.