Strona:Karol Mátyás - Boski policyjon.djvu/6

Ta strona została uwierzytelniona.

tylko ściskał pięści, pomrukiwał lub zgrzytał zębami, że aż na świat słychać było. Wtedy Jasiek Kolawa trząsł się ze strachu, ale pilnował. Gdy więzień uciszył się, przykładał ucho do okienka w lamusie i słuchał, czy ptaszek jest, czy nie uciekł z klatki. Wtedy narwał śliwek i zbliżywszy się do okienka lamusa, zawołał:
— Jędrzeju! macie tu trochę śliwek, pożywcie się!
Więzień wziął śliwki, jadł, ale zgrzytać nie przestał, bo i stróż uspokojony, że mu ptaszek jeszcze nie uciekł, nie przestał chodzić koło lamusa.
Gdy po jakimś czasie Jędrzeja Kolawę wypuszczono z lamusa na świat Boży, na pierwsze powitanie rzucił się jak dziki zwierz na służbistego stróża, obalił go na ziemię i gnieść począł, aż słychać było trzeszczenie kości:
— Mos za te śliwki, coś mi dawał — mówił z wściekłością — jo się twoich śliwek nie prosiuł, ale jageś dawał, tom jod, a teroz ci za nie płace.
I byłby był nieszczęśliwego stróża zdusił, jak majowego chrząszcza, gdyby byli ludzie nie nadbiegli i nie obronili go z rąk strasznych.
Wówczas nie było sądów, jak dziś, sprawy sądzili mandatareuse, ludzi karali okrutnie, pakowali do lamusów, bili kijami i to nie byle jakimi, nie prętem, ani lozecką, ale kijem, co się nazywa kij. Taki mandatareus miał służących, tak jak policyantów, wszystko chłopy wielgie, silne, jak dęby. Jak taki smocol przyłożył kij do ciała, to niejeden po najmniejszej porcyji, to jest po dwudziestu pięciu bukach, spadł z ławy albo ledwo stanąć mógł na nogach.