mógł i koniecznie musiał się wrócić. Błagając na kolanach bacę o litość, obiecywał, że czary, rzucone na owce, odwróci i że nigdy już tak nie zrobi, byleby mu tylko iść wolno pozwolił[1].
W innym podobnym wypadku, który raz się zdarzył, zrzucił Guźkiewicz z pleców swą gunię i bił ją laską owczarską, pokąd winowajca zbity i zbolały nie przywlókł się i nie prosił o zmiłowanie, a zarazem swych czarów nie schował[2].
W Krakowskiem[3] »owczarz czarownik przez jeden rok i sześć niedziel nie chodzi do spowiedzi. Po upływie tego czasu spowiada się, trzymając laskę z przygotowaną dziurą w jej środku. Po przyjęciu komunii św. wypluwa takową, wkłada do dziury w lasce i dziurę kołkiem zabija. Potem stara się ukraść koronkę (paciorki, różaniec) z umarłego i tę na lasce zawiesza, aby były z sobą nierozdzielne. Tą laską z koronką zakreśla owczarz koło na polu w miejscu, gdzie ma paść owce i wbija ją w ziemię w sam środek zakreślonego koła. Żadna wówczas z owiec, chociażby był nieobecnym, nie oddali się od laski, nie wyjdzie z owego koła, bo to niby mówią, jakoby sam Pan Jezus przez komunią ukrytą w lasce był tych owiec pasterzem. I dopiero wtenczas, gdy czarować zaprzestanie, spowiada się owczarz na nowo i wyjętą z laski komunią św. spożywa«.
W Sandeckiem czarownik także wielką posiada władzę, skoro o jednym taką opowiadają historyą (Zawada pod Nowym Sączem):
Jechał furman z ciężarem pod górę. Góra była tak stroma, że każdy jadący musiał brać przyprzążkę od chłopa, który u tej góry miał chałupę. Woźnica naderemnie mordował konie, które ani na krok ru-