Strona:Karol Mátyás - Chłopskie serce.djvu/2

Ta strona została uwierzytelniona.

Gdym był niedorostkiem, podziwiałem jedną matkę, wiejską babę (Sosnowice pod Kalwarją Zebrzydowską), która, pochylona nad kołyską swego chorego dziecięcia, tak pieszczotliwie przemawiała do niego:
— Umrzes, Franuś? umrzes?... moze nie umrzes?... ej! umrzes... przydzie śmierć, weźmie cie — ej! weźmie cie...
Dziecko z jasnemi włoskami i błękitnemi oczkami, ładne jak kwiatek, leżało w kołysce i huśtało się samo; na słowa matki rumieniło się biedne i zasłaniało rączką, jak gdyby śmierć od siebie odpychało, którą matka prawie przyzywała.
Zapytałem kobietę, co dziecku jest; powiedziała, że ma gorączkę, że jest całe rozpalone, że nic jeść nie chce, że na nogach ustać nie może i ciągle śpi.
— A cóż mu radzicie?
— E! nic. Cóz mu będziemy radzić? Moze mu nic nie bedzie.
A po chwili:
— E! já sie boje, zeby jino nie kciáł umrzyć... moze on umrze...
Przywiązanie rodzinne słabe; nigdy prawie nie dochodzi do serdecznej miłości u chłopa. Matka zawsze czulsza dla dziatek, ojciec chłodny. Maleńkie to jeszcze popieści, ale gdy dorośnie, to tylko parobek lub dziewka dla niego. Gdy niemowlę lub drobne umrze, nie ma po niem żalu i płaczu; co najwięcej matka trochę poszlocha, zresztą pocieszy się zaraz, bo jej kumy przy kieliszku „rozperswadują:“
— Lepiej, że Pan Bóg małe wziął; miałby wziąć duże, kiedy już robić umie, to lepiej, że teraz wziął!
Taki argument zaraz przemówi do chłopskiego serca:
— Pewnie, że lepiej. Teraz to jeszcze po prostu kłopot z tem ino był, trzeba było żywić, okrywać, doglądać i mitrężyć... Dużego to szkoda, bo człowiek dość się nabiedzi, zanim to podchowa i przecie ma jaką taką „spórkę.“ Ha, no! podobało się Panu Bogu... Bóg dał, Bóg wziął!
Lecz niech umrze syn dorosły lub córka, ile to zmartwienia! ile narzekań i skarg! Wtedy pociecha nie następuje już tak prędko: twarda cięższa praca budzi zaraz wspomnienie zmarłego dziecka, silnego i zdatnego do roboty:
— Bieda teráz, nikt nie pomoze, cłowiek sám musi robić na stare lata nima sie na kiem zeprzyć.
I zacznie nie stara jeszcze baba wspominać swego Jaśka,