Dzisiaj, gdy badacze nasi zbierają skrzętnie każdy szczegół odnoszący się do ludu, jego zwyczajów i podań, nie będzie może bez pewnej wartości następny szkic, oparty na gminnej góralskiej tradycyi, w którym, o ile możności, starałem się wiernie zachować wszystkie charakterystyczne cechy ludowego opowiadania. W pracy tej zawdzięczam wiele koledze W. Szczepaniakowi, słuchaczowi św. teologii w Tarnowie, za co mu serdeczną składam podziękę.
∗
∗ ∗ |
Było to kiedyś dawno; jak dawno, nie wiem, podania gminne nie mają daty.
Nad brzegami Dunajca[1] dziwnie stało się smutno, górale sposępnieli, umilkły wesołe piosnki. Cicho było. Często spoglądano na Dunajec, jakby spodziewano się czegoś... Co ta rzeka powiedzieć mogła? co przynieść z gór wysokich?... czego oczekiwano od niej, spoglądając w jej fale, które szumiały jak dawniej! Górale, gdyby się ich pytano, nie umieliby odpowiedzieć, coś mimowoli ciągnęło ich wzrok w stronę rzeki, która uszom zdawała się szumieć złowrogo. Ale też wszędzie spoglądali z niepokojem w duszy,
- ↑ Mam tu na myśli góry między Starym Sączem a Nowym Targiem.