który na twarzy wywoływał bladość, oczekiwali czegoś złego. Powietrze było jakby duszne, ciężkie od czegoś, co wpadało do serc ludzkich i gniotło je gdyby kamieniem. Każden człek taki kamień miał na sercu.
Słońce czerwone przypiekało, łagodząc prąd wiatru, który wiał od rzeki w twarze ludzkie, nie mogąc zwalić tego kamienia z ich serca. Pięknie było w tych górach, między któremi płynęła rzeka siną wstęgą — a góralom w ich rozkosznej dziedzinie było smutno. Im się zdało, że słońce ponuro świeci, rzeka płacze, wiatr płacze...
Wszyscy przeczuwali nadejście złego, lecz nikt z pewnością powiedzieć nie mógł, w jakiej postaci to złe przyjdzie. Starzy doświadczeni wróżyli, że skoro psy wyją po nocach, trzymając w górę mordy, pewny to znak, że mór nastanie. I powiadali, że tak samo psy wyły przed ostatnią cholerą, a młodsi, którzy ostatnią pamiętali, przypominali sobie i potwierdzali:
— Ano prawda!
A niewiasty przerażone mówiły:
— Chryste! kolera idzie!
Pito częściej na frasunek, na „zgryz“.
Zaczęto snuć baśnie, bo wyobraźnię podniecał dziwny stan duszy, na który złożyły się trwoga, niepewność, smutek i oczekiwanie. Kobiety w rozgorączkowanej wyobraźni różne widziały dziwy, ale nie mniej mężczyźni. Ten kopiąc w polu, stanął jak wryty, motykę wypuścił z garści, bo „zaszumiało jak najtęższy wicher“ i coś jak cień straszny przeleciało mimo niego; tamten, wracając nocą do domu, widział przelatującą między zagrodami olbrzymią postać białą, z rozwartemi ramionami, pochyloną naprzód; ów wśród południowego skwaru przechodząc mimo rzeki, ujrzał człeka całego czarnego, który „wlazł do wody i schował się“, nie pokazawszy się więcej.
Takie widziadła straszyły ludzi, a opowiadania o nich lecące jak wiatr od zagrody do zagrody, od sioła do sioła, potwornie się zmieniając i rosnąc w obiegu, odbierały odwagę tym, którzy jeszcze nic nie widzieli.
Pokazywano też sobie, gdy noc była jasna, gwiazdę z dużą miotłą, która mieniła się w oczach w szereg czarnych trumien lub krzyżów. Drżeli ludzie ze strachu i prorokowali dużo śmierci.
Strona:Karol Mátyás - Cholera w górach.djvu/2
Ta strona została uwierzytelniona.