Trwoga spadła na ludzi, „jak juz wiecór sie zrobiuł“, bano się wyjść z chaty. „Chodziła po wsi (jak gádają) jakáś Siubieliá. (Siubieliá to taká baba duzá, biáło ubraná). Skoro przysła do wtorego domu, to pukała do okna i pytała sie: „Śpicie ta juz?“ Jak odpowiedzieli: „Śpiemy“, to powiedziała: „To śpijcie ta! śpijcie!“ I juz sie na drugi dzień nie obudzili, bo wsyscy, co byli w chałpie, wymarli“.
„Jednego wiecora na „Zárębkach“ u Klucnika[1] ludzie nie spali, ino śpiéwali pieśni nábozne. Tak przychodzi w(ł)áśnie Siubieliá, puká do okna i pytá sie: „Śpicie ta?“ A oni odpowiadają: „Nie śpiemy, jeno sie modlemy“. Tak ona gádá: „Dobrze, ze nie śpicie, bo zebyście byli spali, juzbyście sie nie obudzili więcéj“. Jak to powiedziała, tak napisała na sybie kr(w)awymi literami coś i odesła, a wsyscy sie bardzok przelękli. Juz nie pośli spać, jino sie modlili i śpiewali jaz do rana. Rano schodzili sie ludzie i kcieli przecytać te litery, ale ni mogli. A to pismo takie było, ze go ni mogli zmyć. W párę lát przyjecháł ksiądz do chorego, tak prosili go, zeby on im przecytáł, co było napisane na sybie. On popatrzáł sie na to pismo i nic nie powiedziáł, jino zajájcał (wydał jęk): Joj! jo! I długo były na sybie te litery, dopokiél sie nie rozbiuła“.
Ludzie „kapali jak muchy“, chaty stawały pustką, wsie nawet wyludniały się całe. We wsi Kamienicy, nad którą owa bania „obnizyła sie najbardziéj“, wszyscy wymarli. „Jacy jeden stary baca, co był na Kicorze (polana) z owcami, zostáł. Skoro przygnáł owce do domu, to nie naláz(ł) ani jednego cłowieka we wsi, jacy same puste chałpy“.
Gdzie pito „dziegleniec“, tam „kolera“ nie zrobiła nic. Gdzieś w górskim wąwozie tańcowały dwie śmierci i śpiewały sobie:
— Nie pociéráj sola soląm, bo to grzék, ale zazywáj biedrzeńca, dziegleńca[2], nie bedzie ci nic!
Słyszał to chłop jeden i opowiedział drugim we wsi, którzy, używając tych ziół, ochronili się od śmierci.
Z czasu tej strasznej cholery pochodzi zapewne następne podanie: