Strona:Karol Mátyás - Dramat gminny polski.djvu/11

Ta strona została przepisana.
Sędzia.

No juzem wás wpisáł, juz mozecie wiedzieć,
já ztąd dalej pójdę, nie bedę tu siedzieć,

Józef.

Bóg zapłać, mości panie! i my téz pójdziemy,
tylko sobie zawcasu gospodę najdziemy.

Marya.

O mój miły Józofie! cóz teraz pocniemy?
kadyz my sie ubodzy ludzie podziejemy?
Pod ten cas ludzie wolą nocować w osteryjach pijanych
aniżeli nás ubogich i sfatygowanych;
wołają w owych karcmach ogromnemi głosy,
niezmierne cenią zgiełki, wodzenia za włosy,
abyśmy w kázdem domu zgode zachowali,
abyśmy przez ten krótki cas spokojnie mieskali.

Józef.

Nie frasuj sie Maryja! miéj w porozumieniu,
iz já cie nie opusce, ufaj słowu memu!
Pójdziemy więc choć powoli gdzie ku spokojowi
albo spokojnemu onemu domowi.
Owoli tu gospoda, chwała Bogu z tego!
moze sie nám dostanie kącika jakiego.
Scęś wám Boże, gospodárzu własny domu tego!
prosemy wás, podzwólcie nám kącika jakiego,
bo nás noc nadesła, kącika ni mámy,
rozumiejąc, ze to z łaski wasej otrzymamy;
wsakze wiedzieć mozecie, jakie nase sprawy,
prosemy wás gospodárzu, bądź na nás łaskawy!

Dameta (czyli woźny odpowiada[1]).

Mieśca (miejsca) tu u nás nima, bo mi zakázano,
aby tu podróznych nie noclęgowano,
bo widzę bracie po tobie, ześ w latach dojźrały,
chodzis z takom młodom, jak sám co młodego.
Nie bedę wás noclęgować, daléj ztąd wędrujcie
a tam sobie za miastem zgoła nocnik[2] opatrujcie!

  1. Tak w rękopisie.
  2. Nocleg.