Szczupak má węzi łeb, ón jes gatonku węziego, ón wszyśko zezre, co jino we wodzie jes: cy rybe, cy zabe, cy co jinksego. Ráz przecie chycili scupáka, to jak go rozpłatali, to miał scura w brzuchu. On tyz taką wielgą przeszczeń w sobie má. Karp a scupák, to gada wodná. (S.).
Żaba. Zaby są cedź jakie: zielone, zółte, bure, cerwone — cedź jakie. Te zielone zaby to zyją we wodzie, casem jak jes mokro to wychodzą na tráwe, to sie rosłazą po tráwie. Jak jes sucho, to siedzą we wodzie.
Zaby polne, ziemne, siedzą w ziemi; nieráz jak sie orze, to wylezie na wirzch. Óny są cerwone abo bure, a skóre mają taką bardzo grubą, chropawą, z kropkami. Jak sie orze, to nieráz na niéj pług wyskocy, wypchnie, óna przewróci sie do góry nogami i nic jéj sie nie stanie. Te zaby ziemne bure nie kcą do wody iś, jak je rzuci do wody, to zaráz ucieká z wody. Taká zaba to sie biele ka weźnie i w piwnicy między zimiákami. (S).
„Zaba to sie pod dys nájbardziéj drze.“ „Zaba dysca wołá.“ Ztąd jak ktoś wiele śpiewa albo w czasie słoty, powiadają: „drze sie jak żaba“. (Pob.).
Zaby tak sie obzywają: Zdech bocoń? Zdech. A radyście s tego? Oj! radymy tyz to, rady, rady, rady, rady, rady. (S.).
Var. 1. A radaś ty, ze bocoń zdech? Rada. A tyś rada? Rada. A to my se wszystkie rady, rady, rady, rady, rady. (Pob.).
Indzie tak sobie głosy żab tłumaczą:
Buł tu wto? Ou buł. Wziął tu co? Ou wziął. Cóz tu wziął? Dzicie. Płakałyście? A nie płakały. Płacmy teráz: rogi nogi, rogi nogi, rogi nogi... (Z.).
Pijawka. Niektóre gospodynie trzymają w domu we flaszce lub słoju pijawki, bo one nieraz bardzo są użyteczne.
Jak pijáwki po wodzie gónią a potem na dole lezą, to nie bedzie pogoda, a jak má być pogoda, to wtedy do góry idą (S.).
Ślimak. Dzieci mówią ślimakowi: „Ślimák! wypuś rozki, dám ci mącki na pirozki“ — a ślimák wypuści wtedy dwa rozki. (S.).
Wąż. O wężach powiadają, że w pewnych czasach odprawiają „sejmy“ czyli narady. Urządzenie mają podobne, jak gmina, mają króla swego o siedmiu złotych głowach i radę złożoną z przedniejszych wężów, którym reszta jest posłuszną.
Raz widziało dwóch chłopów z Dąbrówki polskiej, taki „sejm węzi.“ Było to podobno kiedyś dawno. Jadąc po drzewo wązką drogą przez las, zobaczyli opodal na drodze ogromną kupę wężów, z której wyróżniał się jeden wielki wąż o 7 złotych głowach, znajdujący się w ich środku. Węże syczały przeraźliwie, odbywały więc właśnie swe narady. „Widzisz ty tego wielkiego węża z 7 złotymi głowami — spytał jeden chłop drugiego — to pewnie będzie ich król.“ „Ej! żeby można go dostać“ — odparł drugi. „Wiesz co — rzekł pierwszy — puśćmy na te węże koło z wozu, to się rozlecą i prędzej tego króla dostaniemy.“ Tak też zrobili. Koło puszczone na węże przeszło prawie przez ich środek i potoczyło się na dół w paryą, bo w tém miejscu właśnie spadzistością góry szła droga, a węże spostrzegłszy je rozbiegły się wszystkie w różne strony, tylko złotogłowy król sam pozostał. Oni tymczasem przypadli z siekierami do niego i ucięli mu głowę, a włożywszy ją na wóz spieszyli szybko do domu, by ich węże nie dognały. Sprzedali potem owe głowy bardzo dobrze, za parę ponoć tysięcy. (Dąbrówka p.).
Widełki z języka („ządło“) węża znalezionego przed św. Wojciechem, mianowicie w wilią tego świętego, przynoszą trzymającemu je przy sobie wielkie szczęście. Za drogie pieniądze kupują je karczmarze, aby mieli do siebie „ściąg“ ludzi, młynarze, aby im dużo zboża do mléwa przynoszono, itp. (Z.).