Strona:Karol Mátyás - Motas. Chłop poeta.djvu/16

Ta strona została skorygowana.
—   10   —
IV. ODEZWA DO KRAJAN.

Odzywam się do Was, Wy Bracia Krajanie!
Czy nasza ojczyzna nigdy nie powstanie?...
Ja jestem rolnikiem i w roli pracuję,
wiem, co jest niewola, w sercu boleść czuję;
boleść to serdeczna a nie zagojona,
dopóki nie będzie ojczyzna wrócona.

Niech będzie jedna myśl i duch między nami,
nie będzie nikt obcy rządził Polakami.
Oj dałby to Pan Bóg, by jedna myśl była!
Jużby się raz jeden niewola skończyła,
bo ona z boleścią szepcze nam do ucha,
abyśmy jednego byli wszyscy ducha;
tobyśmy zdobyli ojczyznę kochaną,
jak to niegdyś Żydzi ziemię obiecaną.

Już to dnieć poczyna, wstajmy już Polacy!
Ojczyzna w ugorze, weźmy się do pracy!
Zarosła chwastami, bo jest zaniedbana,
a my sobie śpiemy do samego rana...
Przecież nam potrzeba chwasty wykorzenić,
to się nasza ziemia musi nam odmienić.
Pan Bóg nasze plony zarodzi obficie,
których my pragniemy przez całe swe życie.
Oj żebyśmy tylko leniwi nie byli,
byśmy ziemię naszą dobrze uprawili;
pewnoby stokrotne plony nam wydała,
przecież sobie dosyć już wyspoczywała!
Tylko nam dopomóż, Wszechmogący Boże,
bo bez Twej pomocy nic się stać nie może!

Niżej podany poemacik p. t. »Prawda święta« charakteryzuje może najlepiej bogobojność i roztropność Motasa:

V. PRAWDA ŚWIĘTA.

Już, Panowie, dziesiąta godzina wybiła —
już się o godzinę śmierć do nas zbliżyła!
To życie przeleci, jakby trzasnął z bicza,
śmierć na chłopa nie zważa, bierze i szlachcica,
chociaż we swym stanie za wiele się puszy:
Pójdź Kuba do wójta! — bierze go za uszy.
Nikt jej nie uprosi, bo nieubłagana,
lecz zabiera z sobą wielmożnego pana