i bierze go z sobą przed Sąd Najwyższego,
aby zdał rachunek z włodarstwa swojego.
Niczem na tym świecie to życie człowieka,
jeżeli po śmierci straszny sąd go czeka;
a chociażby człowiek żył i lat tysiące,
to przeciw wieczności nic to nie znaczące,
jednak padoł płaczu opuścić mu trzeba
a stanąć przed Sądem Najwyższego z nieba:
tam jest nasza wieczność nigdy nieskończona,
według swej zasługi będzie zapłacona.
Daj nam Boże na tym świecie żyć cnotliwie,
byśmy dojść mogli do Ciebie szczęśliwie.
Przypominam sobie, że Motas, zaproszony raz przezemnie na szklankę piwa u Enda w Grębowie, wśród weselszego nastroju wypowiedział ten wiersz, upominając tem samem uczestników, żeby pamiętali zawsze i wszędzie na nieubłagane prawo natury. Nawiasem mówiąc, nie była to improwizacya, bo wiersz wcześniejszej był kompozycyi.
Nie przeszkadzało to jednak Motasowi do wypowiedzenia wtedy paru improwizowanych okolicznościowych wierszów tej treści:
W Ameryce każdy pan,
bo to Zjednoczony Stan.
Pan Prezydent Grębowa,
to jest mądra głowa,
siedzi na kanapie
i wino sobie chlapie;
nie chce pić piwa,
bo mu się łeb kiwa.
Dla objaśnienia dodaję, że był wtedy w towarzystwie włościański syn, który powrócił z Ameryki po kilku latach pobytu tamże, jako »pan« elegancko ubrany, ze złotym zegarkiem i łańcuszkiem, — i wójt grębowski (»pan prezydent Grębowa«), bardzo inteligentny gospodarz, który siedział na kanapie i pił wino, sam jeden z towarzystwa pijącego piwo, ponieważ