równa; nie było na niej nic takiego, na czemby dla ulżenia sobie ciężaru, mógł swe garki postawić. Nagle spostrzega na środku drogi wyrastający pniaczek. Ucieszony biegnie, by na nim oprzeć swój ciężar. Ale zaledwo go oparł, wszystko naraz znikło, a nieszczęśliwy człowiek, zadzierając nogi do góry, upadł plecami z całym ciężarem na gołą ziemię i potłukł swe garki. Dopieroż z miejsca, gdzie był pniaczek, wyskoczył niziutki, kusiutki, i śmiejąc się: ha! ha! ha! kręcił się w kółko swoim zwyczajem“[1] (Modlnica).
Z dyabłem się spotkać zawsze niedobra sprawa, niebezpiecznie nawet wymówić jego imię, bo zaraz gotów się zjawić. Powiadają na wsi: Nie trza nigdy gádać „Zeby cie dyábli wzięli!“ Ráz jedna matka, kiedy jéj dziecko basz krzycało w kołysce, powiedziała: „Zeby cie dyábli wzięli!“ Tak kolybkę zaráz „coś“ porwało i niesło w powietrze, potym upuściuło, ale dziecku sie nic nie stało[2]. (Zb.)
W „bániorze“ rzecznym lub głębokim stawie siedzi topielec, duch utopionego człowieka, który o miesiączku wychodzi z wody, siada na brzegu lub na pobliskiej kopie siana i przymila się do księżyca.
„Jednemu chłopu wse coś rozwálało kopę. Co postawiuł we dnie, to w nocy znou rozwaliulo. Tak on w nocy posed sie przystrzygać, co to takiego, i siád z drągem pod kopąm. Tak wysed z wody topielec, sjął (zdjął) kosulę i zacął iskać, ale skoro miesiącek zased za chmurę, powiedziáł topielec:
— Świyć mi jasno, bo cie trzasnę!
Wtedy chłop porwáł drąg i prasnął go nim. Topielec myśláł, ze go miesiącek prasnął, i powiedziáł:
— Wolno świycić i nie świycić, ale nie wolno bić!“[2] (Zb.)
„Ráz jedna dziywka posła zbiyrać tráwę do grochu przy wodzie. Tam uźrała żabę, a to buła topielcyná i powiedziała:
— Uciekájcie, kumosiu, bo wás okalicę!
Usło długo, jaz tu ráz przychodzi jakisi pán i gádá jéj:
— No! pódźcie sęmnąm (ze mną), kumosiu!
— Já nie jes wasa kumoska.