starcyć. Prosiuła jik, żeby na nię pocekały, ale one nie kcialy. Zgniéwała sie i zawołała:
— Połanka (Anka)! trzymáj sie (d)zwonka![1]
Bo ty kobiycie buło na jimię Hanka. Tak ona zacąła grabać po ziemi i natrafiuła na zwonek, uchyciuła sie go i boginki ją puściuły“[2]. (Zb.)
Po łąkach i lasach latają nocną porą światełka, migając to w tę, to w ową stronę. Są to dziatki, które bez chrztu pomarły; inni mówią, że to są „mierniki“, którzy niegdyś grunta źle pomierzali i teraz za krzywdę ludzką pokutować muszą[3]. (Z.)
W granicach pól, na miedzach straszy w samo południe Przypołudnica, duch w postaci czarnej, wysokiej baby. Gdy się kto położy na miedzy (w granicach pól) i tam uśnie, zbije go „Przypołudnica“ we śnie tak, że często obudziwszy się, ręką ani nogą w odrętwieniu ruszyć nie może. Nie należy się zatem nigdy kłaść spać, ani odpoczywać po robocie na miedzach, bo tam dla niezgód, kłótni i przekleństw ludzkich, dyabeł rad przedewszystkiem przebywać“[4]. (Modlnica).
Po cmentarzach i kolo kościołów krążą upiory. Z pomiędzy nich uwagi godny jest strzygoń, duch człowieka niebierzmowanego, zjawiający się w ludzkiej postaci, strasznej jednak, o bladej jak płótno twarzy i z zębami ogromnymi w dwa rzędy. Niekiedy pokazuje się, trzymając uciętą swą głowę pod pachą.
Raz robiło dwóch chłopów w lesie gonty. Pod wieczór wybrał się jeden z nich do wsi, aby kupić chleba w karczmie, a drugi został, rozpalił ogień i gotował wieczerzę. Zrobiło się już dobrze ciemno, księżyc wyszedł na niebo, strawa się już gotowała, a towarzysz nie wracał. Pozostały w lesie zaczął się niecierpliwić, poszedł ku ścieżce i zawołał: hop! W głębi lasu odpowiedziało mu też „hop!“, sądził więc, że towarzysz już wraca. Ale gdy go widać nie było, poszedł znowu ku ścieżce i zawołał: hop! I tym razem odpowiedziało mu „hop!“, tylko nieco bliżej. Wrócił więc do ogniska, siadł sobie i poprawił