Strona:Karol Mátyás - Nasze sioło.djvu/32

Ta strona została przepisana.

26

Wstępujący do chaty lub spotykający się na drodze, wita słowem Bożem:
— Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! I jak przed wiekami tak dziś brzmi odpowiedź: Na wieki wieków, amen.
Ostatnimi czasy miastowe: „Dzień dobry!“ „dobry wieczór!“ i t. p. weszło gdzieniegdzie w modę, ale starsi, przestrzegający tradycyi, krzywo na to patrzą.
Praca znajduje szacunek w polskiem siole, z Bogiem ją zaczynają, z Bogiem kończą. Życzenie: „Dej Boże szczęście!“ i odpowiedź: „Panie Boże dej!“ słyszeć tu można równo z szumem drzew i śpiewem ptaków.
Dzieci biegają po wsi, często opuszczone, bose, z gołą głową, nieuczesane, w podartej ledwie koszulinie, z której wygląda brzuszek wydęty jak kapelusz, opalone od słońca jak miedziaki, ale umieją „Ojcze nasz“ i „Zdrowaś“.
Razem z ptakami w siole śpiewają pastuchy. I przy żniwie przyjdzie ochota dziewkom coś zanucić, ale rzadko. Powiadają, że dawniej śpiewano więcej, że przy robocie w polu, u pastuchów przy bydle, na przyśbie chat — wszędzie słychać było śpiewy. Wtedy rzeczywiście ludzie w siole wtórowali ptakom. Dziś najskorsi są pasterze do śpiewu, gdyż najwięcej są pozostawieni sobie i naturze. Wszystkie te pieśni i piosnki, czyli, jak je lud nazywa, „śpiewki“, urodzone w polskiem siole, rzeczywistymi są jego dziećmi, i tak je dobrze malują, że nieraz wystarczy przytoczyć śpiewkę, aby przedstawić jakiś charakterystyczny szczegół.
Zacznę od iście pasterskich piosnek. Objawia się w nich, jak w ogóle we wszystkich ludowych utworach prostota, świeżość, a nadto przywiązanie do trzody i zajęcie się przyrodą.

Moje bydełecko nie narobi skody,
pódzie do studzienki[1], napije sie wody.   (Z.)

Bydło moje, bydło,
posło na bawidło,
z bawidła na bagno,
tam mi sie najadło. (Zb.)

Moje bydełecko, drobnego nasieniá,
bedzie za(ł)ówało mojego pasieniá,

  1. Do bajorka (stojąca woda).   (Zb.)