Strona:Karol Mátyás - Nasze sioło.djvu/44

Ta strona została przepisana.

38

Jesień to czas muzyki, tańca, wesel — czas odpoczynku po skończonej pracy gospodarskiej, po „zbiórkach“. Chłop wtedy ma co jeść, ma pieniądze za sprzedane zboże — może się bawić.

Skoro przydzie jesień,
włoze ręce w kieseń,
a jak przydzie zima,
juz mie w doma nima. (Z.)

Gdy liście z drzew opadają i ziemia szarą jesienną barwę przybiera, w siole robi się gwarniej. Najpiękniejsza to pora w polskiem siole. Ma niezrównany urok dla tego smutku i ciszy w przyrodzie, wśród których plącze się radość weselna w cienkim głosie skrzypek. Przez sioło wtedy na konikach jedzie dwóch drużbów strojnych w bukiety za kapeluszami, wywijając siekierkami, u których brzęczą mosiężne witki i chusteczka powiewa z kolorowym krajem, i śpiewając weselną śpiewkę:

Jak pojedzies bez wieś, zdym se magiereckę,
pokłoń sie matusi, dostanies córeckę!
Nie wiécie chłopácy, jak dziewcyny dostać,
matusie obłapić, po gorzáłkę posłać;
matusie obłapić obiemi rąckami,
po gorzáłkę posłać ze dwiema flaskami[1]. (S.)

Jadą na wesele prosić gości. A z chat ciekawe wychylają się głowy.
Za kilka dni — wieczorną porą — ruch i gwar powstaje w siole. „Obigráwka idzie!“ — mówią wszyscy. „Teráz są jesce w karcmie“. Więc z karczmy, która jest miejscem zbornem, wychodzą drużbowie z muzyką, otoczeni wiejską zgrają. Skrzypki tną od ucha, bas buczy, nad nimi góruje klarnet — a drużbowie idą przodem w pląsach i z śpiewaniem. Słyszeć wtedy można starą obigrawkową pieśń, która już ginie w pamięci:

Ej! z góry, z góry,
jadą Mazury...

Drużbowie idą pod okna chat „odgráwać na dobránoc“ zaproszonym na wesele gościom, a więc starostom, starościnom i druszczkom (druchnom).

  1. Powszechna.