Matka mężowska powinna jej teraz gospodarstwa ustąpić, „klucze oddać“, jak gminna pieśń weselna każe; ale rzadko się to zdarza, bywa częściej, że synowa idzie pod rządy teściowej, nieraz bardzo przykre i surowe. Przeczucie takich surowych rządów odbiło się też w weselnej śpiewce:
Rodzina! rodzina! rodzina kochaná!
Wy sie weselicie, a já opłakaná;
wy sie weselicie mojego wiánecka,
a mnie opłakaná kázdá godzinecka. (Z.)
Już u wstępu w nowe progi, określa pieśń obrzędowa stosunek synowej do teściowej:
Siedzi pani matka na śliwie,
wyglądá sénowy scęśliwie.
Połóz pani matko kluce na stole,
bo juz gospodarztwo nie twoje!
Kciałaś pani matko senowy,
wybiráj sie terás s kamory!
Wychodź pani matko przed progi!
chyci cie senowá za nogi. (S.)
Nie ta to matusia, co mie wychowała,
ino ta matusia, co mi Jasia dała. (S.)
„Rodzina kochana!“ po trzykroć powtarza pieśń, ale myliłby się, ktoby w stosunkach rodzinnych po wsiach naszych szukał tego tak miłego, serdecznego ciepła, które wyklucza samolubne względy, w smutnej doli, w zgryzotach, w nieszczęśliwym wypadku, najlepszą jest pociechą, kojącą maścią na ranę. Zbyt często ciepłą tę miłość rodzinną wysusza za ścisłe liczenie się z twardymi, materyalnymi warunkami życia. Rodzice mało się troskają, gdy im umrze małe dziecię; matka zawodzi wprawdzie i lamentuje, ale dziwnie jakoś prędko głośne te lamenty ustają, w jednej nieraz chwili, przy kubeczku „pocieszycielki — wódki“ w głośny śmiech zmienione.
Po śmierci dorosłego chłopaka, czy dziewczyny, bardziej narzekają; tylko w narzekaniach tych trzeba dokładnie dwa pierwiastki rozróżnić: jeden szczerego żalu za dzieckiem, drugi żalu za dwiema zdrowymi, silnymi rękami, co już nadal w pracy pomagać nie będą. Często więcej „jankoru“ (żalu) w chacie, gdy bydle padnie, niż gdy dziecko trzeba do trumienki złożyć.