W tym Rachowie — opowiadał dalej Tofil — przechowuje się podanie o spiącem czyli zaklętem wojsku, a na znak pokazują sobie kamienie leżące bez ładu, dosyć duże, tak dajmy na to, jakbyś wsypał w wór dość gruby, trzymający z półtora metra objętości, trzy lub cztéry ćwierci ziarna i położył ich gdzie w lesie. Tych kamieni tam niepodal Wisły leży, tak można powiedzieć, do kilkadziesiąt, a może i kilkaset. Gdym tam był, miałem ich ochotę policzyć, lecz niestety nie miałem czasu ku temu.
I tak, jak mówiłem, owe kamienie w bezładzie leżą od wieków i siwy mech porósł z wierzchu na nich a od spodu szary i to po obydwóch stronach gościńca wiodącego z Rachowa do Józefowa. Powiadają, że owe kamienie chcieli użyć na szosę, którą budują w teraźniejszych czasach od Opola do Józefowa, lecz jak zaczęli jednego bić i łupać, ten nie chciał im się rozbić, tylko krew płynęła z niego i dali mu spokój.
I tak mówią, że to część wojska z powstania Kościuszki, naszego ostatniego bohatera polskiego. Gdy po przegranej pod Maciejowicami Kościuszko ranny dostał się do rosyjskiej niewoli, tak pewien oddział wojska polskiego, nie powstańców, lecz wojska, odłączył się z obawy niewoli i uchodził spieszno do dzisiejszej naszej Galicyi, mając zamiar dostać się pod berło austryackie. Więc gdy weszli w ten las, tak maszerowali powolnie, aż przemaszerowali na miejsce ono, gdzie te dziś kamienie leżą, tam pastucha pasł wiele bydła i palił sobie ogień. Ponieważ to ci wojownicy zmordowani byli pochodem i wycienczoni głodem, gdzie który i jak mógł, tam rysztunk z siebie zdjął i co miał, tym się posilał. Gdy już wypoczęli należycie i mieli się zabierać do dalszej podróży, lecz ponieważ nie mieli przy sobie ani trąby, ani bębna, co było im mogło służyć na zwoływanie się, a komendant nie mógł inaczej bez zwołania się marszu dalszego rozpocząć, przeto ujrzał w pobliskiej gęstwinie krowę chodzącą osobno ze dzwonkiem. I tak pomału ku onej się przybliżył, a ująwszy za dzwonek, oberwał takowy, lecz zanim to uczynił, krowa uszła na gościniec. W tenże sam czas nadjechała pani właścicielka owego lasu i bydła, a ujrzawszy żołnierza z powozu, że się mocuje z krową, była tej myśli, że ten chce zamordować jej bydlę. „Niedosyć, — pomyślała sobie — że ja i mąż mój tyle majątku straciliśmy na odzyskanie ojczyzny i na nic się to wszystko przydało, a do tego jeszcze bydło nasze nie ma spokoju od nich. Gdyby byli głodni a poprosili mnie, chętniebym pozwoliła i posiliłam
Strona:Karol Mátyás - Oryla Michała Haliniaka wspomnienia z podróży Wisłą do Gdańska.djvu/10
Ta strona została skorygowana.