Strona:Karol Mátyás - Oryla Michała Haliniaka wspomnienia z podróży Wisłą do Gdańska.djvu/21

Ta strona została skorygowana.

zowieckich zabrała one dobra wraz z zamkiem królowa Bona na własność, potem zaś rząd rosyjski, w zamku stali sołdaty moskiewskie. Te ostatnie mówili, że co noc po zamku bieluśkie trzy boginie chodziły i przeszkadzały im we służbie.
Następnie Stanisław Grotowicz mówił mi, że w roku 1862 przybył do niego ksiądz proboszcz Kazimierz Parafiński i szlachcic Baraniecki i rozkazali mu, aby dostarczał powstańcom obuwia i odzieży, gdyż w przeciwnym razie kula w łeb! A tak dostarczałem, mówi, czyli byłem takim liferantem, za co pod Warszawą dostał kulą moskiewską w lewą biodre i do dziś dnia kuleje, a na dobitkę musiał sześć miesięcy w cytadeli przemieszkać. Ksiądz proboszcz Kazimierz Parafiński za wolność i niepodległość Polski zabrany był na Sybir w roku 1864, wrócił zaś w roku 1893 i zaraz umarł, szlachcicowi Baranieckiemu nic się nie stało. Brat Stanisława Grotowicza Teofil Grotowicz, gimnazyalista, ten był komendantem przy powstaniu u kawaleryi, obecnie mieszka na Woli pod Warszawą.
W końcu mówił mi Grotowicz, że, gdy wyszedł z cytadeli, zaczął gospodarkę prowadzić na własną rękę, a że konie miał kiepskie, więc te sprzedał a kupił parę srokatych u Moskali na licytacyi i te konie nie bardzo drogo mu Moskale sprzedali, więc bardzo się cieszył z tego, bo były dobre. I tak pewnego razu pojechał w Radomskie kilkanaście mil z domu po zboże do Niemca. Gdy przyjechał na miejsce podróży, Niemca nie zastał w domu, tylko samą żonę jego, ta ale nie chciała mu ani jeść dać, ani koniom, bo mu brakło obroku a pieniędzy nie miał ze sobą, znajomego nie miał, coby go poratował, a zastawić też nie miał co, ot i cała niedola! U Niemca zaś nie miał gdzie koni postawić, zmuszony był w karczmie postajenne płacić na noc, a w dzień musiał pod karczmą stać.
W tem pewnego dnia przychodzi jakiś podróżny do karczmy, przystanął i patrzy się na jego konie, jak głodne i prochy i śmiecie po podkarczmiu zbierały. Zbliżył się do koni on wędrowny, pogłaskał jednego, poklepał i zapłakał nad nim, mówiąc:
Mój sroczka, nieboraku! pamiętasz ty ostatnią sosenkę, kiedyśmy się rozstali? Ja postradał ciebie i wszystko, ty także wyszedłeś na biédę, bo nie masz co jeść i śmiecie musisz zbierać.
Zbliżył się potem Grotowicz. właściciel koni, i zapytał się wędrowca, coby on chciał od jego koni, a ten łzy ocierając, powiada: