Strona:Karol Mátyás - Oryla Michała Haliniaka wspomnienia z podróży Wisłą do Gdańska.djvu/22

Ta strona została skorygowana.

— Zanim ten sroczka był wasz, to wprzódy był mój, on mnie nosił, on mi był towarzyszem wojaczki, ale wszystko przepadło, i to przepadło bezpowrotnie dla mnie...
Tak lamentował i narzekał on wędrowiec. Następnie wszczęli rozmowę pomiędzy sobą i ten wędrowiec powiedział Grotowiczowi, że był podkomendnym niższym sztabowym oficerem i prosił go, aby mu koni pozwolił do najbliższego dworu, nie ma się czego obawiać, bo on po upływie jednej godziny powróci i obroku dla koni dostanie i dla niego pieniędzy. Zrezykował Grotowicz, pozwolił podróżnemu koni z wozem, a sam się pozostał w karczmie. Wyszła jedna i druga godzina, naszego podróżnego ani słychu, żyd na karczmie mieszkający począł go straszyć, że to być musi jakiś złodziej i tak go haniebnie oszukał. Grotowicz zaś był spokojny i mruczał:
— Pal go licho! Weźmie, to niech weźmie, ja kupię inne.
Za półtrzeciej godziny powrócił on wędrowny i przywiózł mu dostatkiem obroku, a samemu wręczył pięć rubli. I odszedł smutny on wędrowny bohater, który walczył za wolność i niepodległość Polski, nie miał potem własnego kąta, aby sobie głowę skłopotaną przytulić mógł.
W końcu Grotowicz Stanisław dodał, że to powstanie całkiem nie było potrzebne, gdyż majątki wielkie przeszły w obce ręce i dużo ofiar padło haniebną śmiercią od tych krwiożercy.
Płynąc z Góry Kalwaryi do Warszawy, pochwycił nas wiater pod Korczowem, tam poszedłem na cal[1] do Marcina Maziarza ze Ździarów, powiat Nisko. Ten mi się zapytał, czy wiem, skąd się rzeka Wieprz wzięła. Odpowiedziałem, że nie wiem. Ten wtenczas zaczął mi opowiadać, jak następuje:

W dawnej Polsce, skąd dziś rzeka Wieprz wypływa, był sobie proboszcz na probostwie bardzo zamożny, miał oprócz wszystkich dobytków i stado świń. Te świnie pasał mu chłopek biedny za liche pożywienie i okrycie, lecz pomimo nędzy nie opuszczał nasz pastérz swojej trzody, tylko wiernie służbę pełnił nadal. Gdy się on proboszcz bardzo zestarzał i czuł się wnet pożegnać z tym światem, więc zwołał swoich bliskich i znajomych, oraz sług, a gdy się zaproszeni zeszli, wtenczas ksiądz proboszcz podzielił wszystkich swoim majątkiem. W końcu przyszła kolej na naszego pasterza trzody. Temu biedakowi ksiądz proboszcz dekla-

  1. Zadnia, czyli tylna część tratwy nazywa się calem, przednia głową.