Strona:Karol Mátyás - Podania i baśnie krakowskie.djvu/31

Ta strona została uwierzytelniona.
—   25   —

I powiedziała, gdzie ten góral stoi, żeby tam poszły. Na drugi dzień poszły w to miejsce szarytki, zastały tego samego górala i odebrały od niego te pięć centów. Od tego czasu szarytka przestała po dachu się przechadzać.
Kleparscy ludzie nieraz widzieli ową szarytkę po dachu klasztornym się przechadzającą we dnie w samo południe, albo w nocy między jedenastą a dwunastą godziną. Chodziła po dachu zwolna, ale równo, jakby po podłodze, a oczy miała spuszczone na dół, jak gdyby rachowała gonty.“
Kraków to na wskróś patryotyczny gród I gmin w tym grodzie, patrząc codziennie na liczne wspaniałe pamiątki ubiegłych wieków, poi się wspomnieniami świetnej przeszłości naszej.
(16.) „Jednemu przekupniowi, mającemu kram z bułkami i owocami w pobliżu kościoła OO. Dominikanów śniło się tak raz w nocy:
Przychodzi do niego starzec bardzo wysoki, z długą siwą brodą po pas, w czarnym długim, lecz bardzo wyszarzałym płaszczu, z grubą lagą w ręce. I mówi mu tak ponurym, poważnym głosem:
— Polska była, jest i będzie! Ale dotąd w niej dobrze nie będzie, póki nie będzie takiej wojny, że krew rynsztokami popłynie, a kościół Panny Maryi będzie snopkami poszyty.
To mówiąc zniknął, a spiący przestraszył się bardzo i w tej chwili się obudził“.