Strona:Karol Mátyás - Podania z Szczepanowa rodzinnej wioski św. Stanisława.djvu/16

Ta strona została uwierzytelniona.
—   10   —

Sadágóra sie za niem zaráz zamknęła. On tam pokutuje ze swojem wojskiem do dzisiejsego dnia i pokutować bedzie za swój ciezki grzéch, ze zabił świętego Stanisława, ale jak przyjdzie cas wyznacony, to on wstanie ze swojem wojskiem, pobije nieprzyjáciela i odbierze swoje Polske. I bedzie Polska Polską, jaką piérwy była. Choćby na trzy dni przed Sądem Pańskiem, to on wstanie i odbierze swoje Polske.
Był koło ty Sadygóry jeden ubogi kowál, nimiáł co jeś(ć), tak posed(ł) do lassa na ty Sadygórze, — bo ta Sadágora jes całá lassem porośnietá — zeby sobie grzybów nazbiérać. Chodzi po tem leśsie, chodzi, zbiérá te grzyby, jaz ráz podniós(ł) głowe, patrzy — a tu pod sosną stoi zołmiérz polski uzbrojony na warcie. Zaráz sie do niego odezwáł i pytá sie go:
— Cybyście cłowieku pośli do mnie na robote?
A on mówi:
— (D)lácego nie! posedbym, bom jes biédny.
— A jakizwyście prefesyji są?
On odpowiedziáł, ze jes kowál. A ten zołmiérz powiedziáł:
— A ji owsem, mnie włáśnie kowála trzeba. To chodźcie ze mną, to bedziecie kuć konie.
Nágle otworzyły sie przed niemi w górze drzwi zelazne i weśli w głąb góry, a drzwi za niemi zaráz sie zatrzasneły. Weśli jakby do drugiego świata. Tyle tam było koni, ze ani zrachować, wojska moc nieprzebraná, wszystko sie krzątá, robi koło koni, jeś(ć) daje, poi, był tyz stáw wielgi do pojeniá koni. Ten zołniérz zaráz go przyprowadził przed króla Bolesława, a ten król był taki młodziusieńki, bo to było na nowiu Przedstawił go królowi, ze jes kowál, ze go do roboty najął — król kiwnął głową, powiedziáł, ze dobrze: bedzies — pádá — rok i sześ niedziel konie kuł!
Potem go ten zołmiérz zaprowadził do koni i kázáł mu je kuć, ale mu przykázáł, zeby koni nie uderzáł młotkiem w krzyze, jak to wy — pádá — kowále mácie zwycáj (kázdy kowál má taki zwyk, ze jak okuje konia, to go wytnie młotkiem w krzyze, zeby rusył z kopyta i mozná było widzieć, cy dobrze