Jak przyśli do króla, to ten król taki był siwiutki z długą, biáłą brodą, taki starusek jak grzybek; bo to było na skóńceniu miesiąca, jak księżyca ubywało — a on na nowiu zawse był młodziutki, a na skóńceniu miesiąca, jak sie miesiącek końcył, to sie w takiego staruska grzybka obracáł. Ten król siedziáł za stołem i głowe miáł podpartą oboma rękami.
Jak ten kowál stanął przed królem, to mu tak ten król powiedziáł:
— Mój cłowieku! já nimám piniędzy, zebym ci zapłacił za to, coś kuł konie, ale se weź te struzyny z kopyt do worka.
Kowál sie zamarkocił i mówi do zołmiérza:
— Já tego nie bede bráł, cóz mi po struzynach?...
A zołniérz mu powiedziáł:
— Kiej wám król kázáł, to weźcie!
Kowál rad nie rad wziął te struzyny do worka i zabráł na plecy, a zołmiérz ten sám, co go wprowadził, wyprowadził go na świat — i góra za niem sie zawarła, ze ani śladu nie było. Cięzko mu było niéś(ć) te struzyny, bo tego duzo było, tak se myśli:
— Co já to bede dźwigáł do domu, kiej mi z tego nic nie przyjdzie!
Wziął worek, wysuł z niego struzyny pod sosną, tylko troche zostawił, i posed(ł) do domu.
Jak przysed(ł) do domu, opowiadá o tem wszystkiem zonie i mówi:
— Dzis![1] za te moją robote przez rok i sześ niedziel dostáłem struzyn z kopyt końskich. Más! — i wysuł z worka struzyny na ziemie.
A tu nie struzyny, ino samo sypie sie złoto!
Zdumieli sie obydwoje i uradowali — a on mówi:
— Dzis ty! já tego miáł cały worek, alem myślał, ze to struzyny, tak wysypáłem w leśsie pod sosną, bo mi za cięzko było dźwigać.
- ↑ W gwarze miejscowej skrócone: widzis.