Poznał zaraz, że to rabcyki, bo na drzewach mieli pozawieszane strzelby. Chcąc sobie skrócić drogo do Stalów, wszedł w las, aby pójść na chałupę leśnego Małka, od której już niedaleko jest stalowskie błonie. Gdy zbliżał się do ogniska, szybkim krokiem zaszedł mu drogę jeden z rabczyków i ponurym, ostrym głosem rzekł:
— Tedy niema drogi, wróć sie zará, jezeli kces być cały!
I odprowadził go do drogi, którą już Żak powrócił do domu.
Opowiadający to dodał.
„Zeby óni nie culi sie prześpiecni, toby óni tak otwarcie przy drodze w leśsie nie pálili ognia i nie siedzieli ze szczelbämy. Óni ta majo na to sposoby, ze jem nicht nic nie zrobi. “
Zdarzają się wypadki, że cechowy rabsic pod wpływem wyrzutów sumienia porzuci zbójecką bandę, wtedy jednak wraca u szeregi zwykłych tz. pojedycnych rabsiców, gdyż profesyi rabsickiej, tej żyły przeklętej, jak sami powiadają, pozbyć się nie potrafi. Do śmierci, jak ten stareńki Kazimierz Matusiak w Stalach, o którym była wyżej mowa, pozostanie on rabsicem.
Oto opowiadanie takiego rabsica ze Stalów:
Rabsicowałem, pasając na pastwisku konie, słyszałem coś o tej bandzie rabsiców na Ciosach, ale mi się ani śniło przystać kiedy do nich. Miałem wtedy ośmnaście lat. Jednego dnia w lecie pasłem konie na pastwisku przy lesie. Była psota (słota). Miałem przy sobie strzelbę pod pazuchą (pod pachą) w płócience i leżałem sobie na ziemi, a konie się pasły. Nagle zaszeleściało coś za mną, a raczej zatrzeszczały leśne patyki od ludzkiego chodu i nagle zjawił się przedemną chłop jak dąb, strzelbę miał na prawem ramieniu, lufa naprzód, w górę, jak to rabczyki zwykli nosić strzelby. Poznałem, że to rabczyk, i przeląkłem się go trochę. Pyta się mnie:
— Cóż tu robisz?
— A pasę konie.
— Chodź ze mną! bedziewa[1] kóni szukać, bo mi konie kejś zgineny.
On mnie poznał, a właściwie uważać musiał, że ja rabsicuję, a i ja zrozumiałem jego mowę, która znaczyła: „chodź! bedziewa
- ↑ Dualis.