Strona:Karol Mátyás - Rabsice dawnej puszczy sandomierskiej.djvu/24

Ta strona została przepisana.

18

Na drugi dzień rano dzieci powstawały i jeść wołają, a tu niema co w oko wprószyć. Chociaż mięso jest, ale go jeść niewolno, bośmy oczekiwali rewizyi. Przeszedł jeden dzień i drugi — chwała Bogu cicho! Bo leśny ani się nie przyznał przed panem leśniczym, że takie miał zdarzenie, bo go było wstyd. Słychać było tylko tyle, że leśny choruje, bo pewnie dostał kilka ziarek pieprzu w tyłek, ale mój kum nie miał pieprzu w lufie, tylko kilka lotek, to pewnie go musiała z jedna siągnąć, ale słabo, bo to było w życie, a żyto mach wstrzymuje.
Trzeciego dnia nad wieczorem poszliśmy z kumem do tej izby, gdzie nasza zdobycz była schowana, obłupiliśmy sarny, skórkiśmy schowali nazad w siano, mięso, chociaż już było trochę zaśmierdzone, ale że dzieci jeść wołały, wzięliśmy w nocy do domu. I choć nie ze smakiem, do tego i ze strachem, tośmy kilka dni siebie, żony i dzieci żywili. Na drugi dzień poszliśmy po skórki, za które można było dostać choć najmniej piętnaście szóstki i na nieszczęście psy ich na drobne kawałki poszarpały. Najgorzej mój kum żałował rogów, bo i te gdzieś psy zabrały, a można było za nie dostać najmniej osiem szóstki. To mięsośmy zjedli, ale się nikt na niem nie wypasł, owszem że każdy schudł, bo więcej trza było się przy każdem jedzeniu nabać, jak się pożywił, bo kradzione nigdy nie wyszło i nie wyjdzie nikomu na pożytek, a ten, co kradnie, jak że się nazywa? Czy może dobry człowiek? Nigdy! Tylko się nazywa złodziej. Nikt mu nie da dobrego słowa, każdy nim gardzi i jest nienawidzony od wszystkich ludzi.
To też i ja, kiedy mnie to nieszczęście minęło, podziękowałem Panu Bogu za ocalenie gorąco i wyrzekłem się rabcystwa raz na wieki. Żebym się miał raz na dzień pożywić, to jużżem się podprzysiągł stanowczo, że więcej razy na rabczystwo nie pójdę.
Zaś mój kum, że tak nie chciał zrobić, jak ja, to już pewnie od tamtych czas trzeci raz siedzi w Rzeszowie.[1] Mówiłem mu:
— Upamiętaj się, kumie, bo na tem źle wyjdziesz!“

Jednak mnie nie chciał i nie chce słuchać, to i dziś[2] siedzi w Rzeszowie na sześć miesięcy, a ja, jak mogę, to żyję z dziećmi.“ (Stale).

  1. W kryminale.
  2. R. 1895.