Strona:Karol Mátyás - Rabsice dawnej puszczy sandomierskiej.djvu/28

Ta strona została przepisana.

22

Słońce już dawno zaszło, w leśsie się robi ciemno, ptastwo się już ucisza, tylko gdzieniegdzie słychać słowika i kosa śpiewającego. Miesiąc dopier (dopiero) na nowiu świecił blado i już się dobrze chylił ku zachodowi. Kiedy już miesiąc zaszedł, przeżegnaliśmy się krzyżem świętym, strzelby naładowaliśmy grubemi lotkami, ażeby w razie wypadku było się czem bronić, bo rabsic już wtedy nie pyta — albo jego, albo czyja śmierć. Wzięliśmy każdy po dwie sztuk sarn na plecy i wynosiliśmy w pole we swoje własne żyto i tak odwróciliśmy po trzy razy, bo to było niedaleko od pola, i znieśliśmy wszystkie do żyta tam, gdzie bocki leżały, sarnyśmy przykryli chwastem w życie, strzelby na ramień, bocki do garzci (garści) i poszliśmy do domu.
Na drugi dzień rano bocki się zgotowało i zjadło, smalcuśmy utopili blisko trzy litry, który niejednemu przydał się na duszność. Po śládeniu (śniadaniu) pojechaliśmy furą z żonami i dziećmi niby do roboty w pole prosa plewić, narwaliśmy cośmy mogli chwastu, sarny włożyliśmy na wóz, chwastem my ich przykryli i jechaliśmy otwarcie, jak zwykle z pola od roboty. Nawet my się spotkali, co szło trzech leśnych wieczorem do wsi szukać ludzi i fur do skarbu, siana grabić i wozić, nawet szli z nami duży kawał drogi i pytali się nas, dlaczego nas tak mało a prawie nigdy nie widzą przy skarbowej robocie, jeszcze teraz, że tak skarb dobrze płaci, bo grabiarz zarobi czterdzieści centy, a furą piętnaście szóstki. My se myślimy, że my już dzisiaj więcej we skarbie zarobili, niż kto inny przez cały rok, bośmy wieźli dziesięć sztuk sarn i już było czterdzieści papierków.
Przyjechaliśmy wieczór do domu, już nas żydek czekał, który od nas sarny zabierał, zapłacił nam po cztery reńskie za sztukę i dostaliśmy czterdzieści reńskie. Sarny zabrał sobie na swój wóz i pojechał w nocy do Tarnobrzega. Gdzie on ich podziewał, to nie wiemy, dosyć że takiego tygodnia w roku nie było, żeby przynajmniej cztery sztuk w tygodniu od nas nie wziął.“
Tomasz Walski, oglądacz bydła w Stalach, któremu ów rabsic opowiadał swe dzieje, a od którego opis powyższy pochodzi, dodaje od siebie:
Ale jednak i tak nic na tych dwóch rabsicach nie było widać bogastwa, bo jak to mówią, co letko przyjdzie, to i letko pójdzie, kradzionem się jeszcze nikt nie zapomógł i nigdy się nie zapomoże, to też i ci nasi rabsice żyć sobie żyli dobrze, ale majątku żadnego dla dzieci nie