Malowali go ta krakoscy malarze,
Sosnoskie dziéwcenta dały po talarze,
A Chrostkowna Kasia bity talar dała,
Zeby sie ze wszystkich nájprzedzi wydała.
Krakowiánka jedna
Miała chłopca z drewna,
Powiła go w łycka,
Nosi go jak bycka.
Tam w Krakowie na ulicy
Piją piwko rzemieśnicy,
Piją, piją, nalywają
I dziewcynę namáwiają;
Jak dziewcyne namówili,
Do powozu ją wsadzili,
Matka o tem nie wiedziała,
Jaz ji siostra powiedziała.
Zeby já wiedziała drózecke na Krzanów,
Nie poźrałaby já na tyk Sosnowianów.
Huláł ci já huláł po pruskich granicach,
A mnie karabinek cekáł w Wadowicach,
Karabinek cekáł, szabelka cekała,
Cielencá torbecka na kołku wisiała.
Wadowice miasto bodaj sie zatrzasło,
Bodej sie spáluło, nigdy nie zagasło;
Bodej się spáliły wadoskie papiéry,
Zebym já po świecie nie sukáł kwatery.
Przytoczone tu śpiewki tak są jasne i zrozumiałe, tak dobrze malują uczucia i pojęcia ludu naszego, że nie potrzebują wcale komentarza, a ja również nie uważam za stosowne rozszerzać tu pola dla osobistych wniosków i domysłów.