Fränuś i Marysia, jak dwoje gołebi,
Fränuś uóne kochá, Marysia go lubi.
Jak ju prześpiéwajô te śpiéwki, potem tak zacynajô:
Chtóry ci to, chtóry nas starosta bedzie?
Niechze se na ławie przy skrzypku uusiedzie!
Starosta przychodzi, siádá sobie na ławie kole skrzypka, a uóny przychodzô przed niego i tak mówiô:
— Nas pänie starosto, prosimy o uuzwolenie! Nas wiánecek kwitniôcy, rodzôcy, pełny i pewny. Trzôśniéjcie workiem nad nasem pudełkiem!
Starosta sobie z niéch kpinki prowadzi, mówi, ze źle rozga uuwitá: „Nié mám wám za co płacić!“ — zreśtom weźnie i rzuci jém do zápaski skorup, chtóre sobie juz przedtem naładowáł. Starsá druzka uober-zi, widzi, ze jéch starosta uosukáł, stanô przed skrzypkiem i tak śpiéwajô:
Nas starosta grajcarecka nié miáł,
posed na dwór, skorupek nazbiéráł.
Nas starosta uosukänie zyje,
po záściäniu gorzáłecke pije.
Nas starosta nie bogaty,
bo má portki — säme łaty;
woláłby sie nie uobzywać,
posed za piec portek sywać.
Potem sie uobracajô do starosty i mówiô tak:
— Nas starosto, prosimy o uuzwolenie! Nas wiánecek kwitniôcy, rodzôcy, pełny i pewny. Trzôśniéjcie workiem nad nasem pudełkiem!
Starosta rzuci jém do zápaski szóstke albo dwie. Starsá druzka bierze te piéniôdze, schowá, potem tak śpiéwajô:
Nie wydám, nie wydám rozecki zielony,
jaz sie nám Marysia do nozek ukłoni.
Päni młodá przychodzi, pochytá te druzki, co z rozgom täjcowały. A uóny tak dali śpiéwajô:
Nie wydám, nie wydám wiánka ruciänego,
bośmy nie widziały piwka cerwonego.
Zará przynosi pán młody zbänek piwa, daje starostowi,