Kołem, druzyna, kołem! kołem, druzyna, kołem!
za tatusiowem stołem!
Zagráj, muzyka, rzezko! zagráj, muzyka, rzezko!
Kłäniáj sie, Maryá, nizko!
Młodzi pochytajô swojéch ojców, a marsáłek podnosi rozge do góry i prosi całe wesele za sobom i idzie kole stołu náprzód, chtuóry stoi na środku izby, a całe wesele za niem. uObydô stół trzy razy dokoła i wychodzô na dwór. Päni młodá stoi w sieni przy progu, a pán młody za progiem na dworze i chto ino wychodzi z izby, kuzdego uoboje musô uuchycić i kuzdy powié:
— Niech wás Bóg sceści, błogosławi!
Kiedy ju wysło całe wesele na dwór, skrzypek grá, a druzby i druzki śpiéwajô, jak chto uumié, bo juz wszyscy pijäni.
A uociec päni młody jesce jém wynosi zbänek piwa i kwárte wódki. Marsáłek cestuje wodkom, a uociec piwem. Jak juz flaska próźna, ciská jô marsáłek przez strzeche i krzycô: Biwat! Jak sie flaska stłuce, to mówiô, ze bedô mieli młodzi sceście, a jak całá spadnie, to niesceście.
Potem marsáłek zaśpiéwá sobie tak:
Siadáj, Maryś, na wóz,
warkocyk se załóz!
załóz dokołecka,
juześ nie dziéwecka!
Wtedy siádajô młodzi na wóz, uojcowie z niemy, a marsáłek prowadzi całe wesele jaz przed kárcme, tämok sie zjézdzajô wszyskie fury, siádajô, gdzie chto muoze, i jadô. Päni młodá musi stáć na wozie i ciská słome na ziemie: to na to nie siádá, boby wszyskie dziéwki przysiadła, i zádnáby sie nie wydała, a słome na to ciská, zeby tyla dziéwek sie wydało, wiela uóna słomy ciśnie.
Jak ju przyjadô na Mokrzyskô gränice, wtedy päni młodá siádá i jadô jaz do Miéchocina. Druzbowie i druzki śpiéwajô, co jém garła staje, ale ju śpiéwki uopusce, boby jéch na dziesiôcich arkusach nie spiésáł. Cesto sie trafi, ze jeden drugiego do rowu z kójmy i wozem wgóni, wóz połámie, ludzi pokalycy tak, ze niejeden do śmierci wesele pämietá.