wami: „Idź precz na góry, na lasy!“ — zapominają dziś o tej doli, nie widzą jej, bo jasno ubrana na śniegu siadła białym, i z cichą radością, z bijącem sercem czekają na przyjście Chrystusa. Dziecię dziś bawi się skromnie i spokojnie — jakieś bardzo poważne i grzeczne; starzec na zapiecku trzyma różaniec w rękach i modli się cicho, czasem tylko przerwie pacierz, jakby nadsłuchiwał „śpiewania anielskiego;“ gospodyni się krząta, ładuje postnik[1], robi porządki, śpiewając pieśni nabożne — a gospodarz, narąbawszy drew, narznąwszy sieczki, przygotowawszy na całe święta karmę dla bydła, koło południa sunie żwawo do karczmy, bo przecież snadniej zapomnieć o doli przy kieliszku wódki pocieszycielki. Rzadko się zdarzy, by w tym dniu wszczął się gdzie swar, nawet zwykłych unikają krzyków — we wsi staje się cicho... Bo i jakże niema być cicho w siole, gdy „Bóg się rodzi, moc truchleje!“...
Najwięcej w wiliję krząta się gospodyni, biedna jej głowa w każdym kącie być musi, z każdego kąta trzeba wymieść śmieci, których nieraz dość dużo się zebrało, umywa naczynia, bieli izbę choć z grubsza, gdy pierwej zaniedbała tego uczynić, kurom, gęsiom odmierza ziarno, „od Boskiego Narodzenia bowiem aż do Nowego Roku nie wolno brać ziarna z beczki, boby na wiosnę nie było skuteczne do siewu, to znaczy, żeby nie weszło[2].“
Żeby to tylko na tem się skończyło! Ona musi pamiętać i o dopilnowaniu starych zwyczajów, przekazanych przez ojców. Niech Pan Bóg broni puścić we wiliją do chałupy chłopa w kożu-