Strona:Karol Mátyás - Z życia cyganów.djvu/10

Ta strona została skorygowana.
—  10  —

chora, że mu niema komu w domu robić. Tak cygani zaraz patrzą po ręce i mówią mu: ta kreska znaczy, że macie zmartwienie; tamta, że wasza żona chora; a ta, że ozdrowieje, lecz jedynie wten czas może ozdrowieć, gdy o! ta kobieta wam chorobę zamówi. A tak chłopina zgodził się, że cyganka miała mu chorobę zamawiać i zaraz zaprosił ją, aby szła za nim, lecz cyganka nie chciała sama iść, tylko z tymi dwoma cyganami. A tak chłop zmuszony był biedą pogodzić się z wolą cyganki i zaprowadził troje cyganów do swojej zagrody. Tam cyganka zaczęła badać chorą, co ją boli, jak długo, a gdy kobiecina wyznała, jak przed księdzem na świętej spowiedzi, prawdę, wtenczas cyganka zaczęła mówić, że trochu trudno, bo choroba zastarzana, lecz może się jeszcze da zrobić, bo wzięłam do pomocy swoich dwóch panów, sama zaś nie poradziłabym nic. A tak kobieta prosi i obiecuje sutą wynagrodę, aby tylko pani cyganka zechciała ją ratować.
Tak cyganka zażądała trochu octu, najsamprzód wlała do garnuszka, potem nabrała zimnej wody prosto z konwi, a mając sodę już w ręce przyrychtowaną, poszła niby po sól i mówi:
— Jeżeli się ta woda w garczku będzie gotować, to wy zaraz ozdrowiejecie, a jeżeli nie, to musicie umrzeć.
A tak biorąc niby wczypcie (szczypcie) sól do onej wody, natomiast wsypała sody, zamieszała i o dziwo! woda zimna się gotuje, kobiecina się cieszy, że ozdrowieje, tak usiadła na łóżku, chłop ucieszony zawołał