Strona:Karol Mátyás - Z życia cyganów.djvu/5

Ta strona została skorygowana.
—  5  —

Po kolacyi poszli znów starsi cygani ku wsi. Ja nie wiem, po co, patrzę.... a tu każden z cyganów niesie po dwie, po trzy kosy. I myślę, co oni temi kosami będą robili.... Zaraz włożyli te kosy w ognie, powydobywali z worków kowadełka małe i robili z nich świderki, tak zwane cygańskie. Późno w noc poszli spać, gdzie który mógł, tam się spać położył, spią wszyscy razem w kupie wstydu u nich niema żadnego, nie mają żon ani famielii, jak bydlęta. Noc była pogodna i księżyc świecił, jak rybie oko, długo zasnąć nie mogłem, rozmyślając nad tem, com zrobił i co mnie jeszcze czeka.
Na drugi dzień rano powstawaliśmy wszyscy, dzieci i starzy, jedne cyganki poszły zaraz na wieś już to wróżyć, bądź żebrać albo zamawiać, drugie zaś cyganki gotowały mięso i rosół na śniadanie, lecz tak gotowały, aby nikt ze wsi nie mógł wiedzieć, co się tam gotuje. Cygani zaś dalej świderki robili, a jak chłopi zaczęli się schodzić do nich, ci zaczęli im świderki sprzedawać z ich własnych kos narobione. Potem zaczęli im wróżyć, a ku końcowi pokazywali im sztuki rozmaite, z których jedną dobrze-żem sobie zapamiętał t. j. przebicie ręki nożem na wylot.
Cygan ma założony nóż trzonkiem za rękaw koszuli szczelnie przypasowany do ręki. Nóż ten nie jest z całem ostrzem, tylko ma koniec ostrza przyprawiony do trzonka. Trzonek siedzi za rękawem, a koniec ostrza zwiedziony od ciała ręki na świat tak, że wygląda, iż ostrze przez całą rękę jest przeszyte. Bierze potem drugi nóż, który