Strona:Karol Mátyás - Z życia cyganów.djvu/7

Ta strona została skorygowana.
—  7  —

przez cyganów chłopi poczęli szukać koni, lecz ich nigdzie nie mogli znaleść, a tak nad wieczorem przybyli oni chłopi do nas i prosili cyganów, aby im wróżyli, kto im ich konie ukradł. Cygani jak zwykle biedują, proszą Pana Jezusa i obiecują im te konie wywróżyć, lecz inaczej nie, jak nie dadzą po sto złr. No to zgoda! chłopi złożyli po sto złr. do rąk drugich chłopów i razem umówili się, że mają przyjść na drugi dzień raniutko, ale na czczo serca t. j. nic, a nic nie jeść, bo gdyby który co zjadł, to się wróżba nie uda. A tak na drugi dzień przybyli, kazali sobie cygani pokazać ręce, po których patrzyli wszyscy cygani i niby nie mogli dokładnie wywróżyć, aż wójt cygański sam popatrzył i coś im po swojemu powiedział. A tak zaprzęgli swoje konie cygani do wozu, wziąwszy onych chłopów do siebie, i pojechali w las szukać tych koni, przyczem jeszcze patrzyli po chmurach i niebie. A tak po długiem szukaniu nareszcie udało im się odnaleść, a gdy odnaleźli, wziąwszy od chłopów 200 złr., oddali im konie.
Z pod Sędziszowa po trzydniowym pobycie ruszyliśmy w stronę ku Tarnopolu, przejechaliśmy obok Rzeszowa i Jarosławia, a tak na pewien nocleg pod Lubaczów. Tam późno w noc wszyscy cygani porozbiegali się po okolicy, patrzę.... a tu każden niesie po dwie, po trzy kaczek, ognie się paliły wielkie i każdą kaczkę oblepili w błoto i wsadzali jedną po drugiej w ogień. A tak gdy kaczka chwilę posiedziała w ogniu, wyjmowali ją i to błoto obskubywali, które razem z piórami odłaziło i samo czyste mię-