Strona:Karol Mátyás - Z życia cyganów.djvu/8

Ta strona została skorygowana.
—  8  —

so pozostawało tak, że nie było potrzeby ani parzyć, ani skubać. Na drugi dzień rano porozpruwali kaczki i kiszki w dół zakopali, a mięso do kotłów i gotowali. Lecz ludzie, którym kaczki poginęły, szli szukać takowych, a cygani jak zwykle bici na wszystko, wzięli żab nachwytali, chwastu, zielska rozmaitego przysposobili i pokrywy na kotłach powywracali do góry t. j. uchami na dół do kotłów, a na te pokrywy wlali nieco wody i nakładli żab, zielska i tak mamili ludzi, że niby żaby się gotują. Ludzie widząc, że oni żaby gotują, litowali się nad nimi i dawali im to słoninę, jaja, ser, masło, kartofle i t. d., a w kotłach pod pokrywami gotowało się mięso z kaczek piękne, aż miło.
Gdy się ludzi rano naschodziło, tak cygani jak to zwykle wzięli sobie po kieliszku wódki, którą i gospodarzy niektórych traktowali, a przed wypiciem onej wódki każden cygan zwykłe odmawiał ceremonie, które tak brzmią:

Gorzałeczko złoto
nie prowadź mnie w błoto,
posadź mnie na ławie,
proszę cię łaskawie!
Byłaś w polu, byłaś w gumnie,
teraz będziesz w brzuchu u mnie.

Je t zwyczaj u cyganów taki, że, gdy ludzie ze wsi naciągną ku nim, aby powziąć powagi u nich, przemawiają przedmowę: