kwiotka nimo, obchodzi naokoo, ale zodno kwiotka nimo, nic nie zjod, bo mioł jacy rozkozane te zjeś, co miała kwiotek. Zabrał się ji poseł. Na trzecią noc znou jidą do te gruski, nojpirwy wloz do te gruski gazda, co go nik nie widzioł. Przychodzi św. Mikołoj s trąbom, trąbi na wilków, wilki sie sleciały wszyćkie; on sie jich pyto, cy zjadły ta jak jem porozkazowoł. One podziękowały, ze zjadły wszyćko. A tego kulawego wilka znou nie było. Przychodzi na ostatku bardzok a bardzok późno, bo juz buł taki godny, co ledwo nie zdech na drodze od godu. Skardzy sie przed św. Mikołajem, ze zodne krowy nie zjod, bo wszyćkie corne były. „Teroz mi — pedo — panie dzie nojblizy, bom bardzo słaby.“ No, juz nikej nie pódzies, juz mos w ty grusce tego samego, co ci nie doł ani wieprzka zjeś, ani krów, bo te, co miała kwiotek, zababroł; teroz mos jego samego zjeś. Zabrali sie, roześli się wszyscy. Św. Mikołaj posed, jacy ten wilk kulawy zostoł. Więc wilk podgryzo te gruskę, podgryzo, podgryzo, bo ta gruska buła dziurawo, tako dudła buła, zaceła sie ta gruska trochy kiwać; gazda wychodzi z te dziury na wirch gruski a krzycy: Ratujcie, ratujcie, bo mie juz zjé, zjé! Więc juz dogryzoł, co jino na odrobinie ta gruska stoła, a ten gazda ciągle krzycoł. Przecie ludzie usłyseli, tego wilka odegnali i tego gospodarza wzieli do domu. Więc on się juz boł w domu lezeć som, jino miendzy chopami społ na piecu w samem środku. Myśloł se: Tu mi juz nic nie zrobi, bo mie juz nie zjé, tylko tego, co na kraju. Na drugą noc pośli spać na piec, gazda w środku, parobki s kraja. Przyleciały zdrowe wilki, co od św. Mikołaja miały roskoz, wybiły okno, wleciały do jizby, poleciały na piec, powiedziały mu: „Mógeś dać zjeś wieprzka, abo krowe, toby my ci nic nie robiuły, teroz cie zjemy. Pódź teroz z nami.“ Porwały go, uciekły z niem bez okno i potem go zjadły, bo juz buł okfiarowany tém wilkom.