w Baranowie[1]. Piwnice te kazał zmurować król polski, którego nazwiska lud nie pamięta, a który na tym zamku mieszkał, w tym celu, aby podczas wojny miał którędy do Sandomierza uciekać. W piwnicach tych, a raczej podziemnym krużganku, mają być co kilka kroków drzwi żelazne, zamknięte na klucz. Są one podobno tak szerokie, że jakby do nich wozem wjechał, to może jak w kieracie na około jeździć. Jak się przed kilkoma laty zarwała wskutek ulew góra na Wianku[2] nad Wisłą, mówiono, że „tędy musi pewnie ta piwnica iść i sklepienie jej się zarwało“.
W tej piwnicy pod zamkiem Baranowskim siedział straszny smok. Długo nie wiedziano o nim, długo bezkarnie pożerał ładne zamkowe pokojówki; że chodziły i po co chodziły do piwnicy, jakim sposobem ginęły, nikt nie wiedział. Aż jedna, która tak samo, jak tamte, usiłowała w piwnicy ukryć błąd swój i owoc błędu, zdołała przed smokiem uciec na świat Boży i opowiedziała właścicielowi zamku spotkanie swoje z okropnym, ogniem ziejącym potworem. Na rozkaz pana poszli do piwnicy zaopatrzeni w stosowne przyrządy dworscy kowale. Zeszli z lampą na dół i popatrzeli naprzód, gdzie ten smok siedzi.