choć kiej co zjeś, kawy wypić. Jak przychodzą s tem dzieckiem do domu co z wozu slazą, to látają s tem dzieckiem; jak jes chopák, to kum niesie to dziecko do domu, jak włazi, to kum z niem látá po jizbie, przewracá po jizbie, bierze gráty, trącá, przewracá, zeby to dziecko takie ciente było. A jak jes dziewcyna, to ją kumecka niesie, kumecka leci tam do nálepy, tam łyzki bierze, przewracá gárcki, po kontak látá s tem dzieckiem, do krów, do złobu zazirá, cy bydło jé, cy pije, zeby to bóło ciekawe, dopiro ji przyniesą, ty matce chory na łózko, jak juz wydokazują, powiedzą: más! uOdebrały my uod ciebie zyda a przyniesły my ci katolika uokrzconego, ji dopiro powié jakie to dziecko, jak mu na jimie, Jaś cy Marysia. W te casy znou jedzą, piją, miso, kawa, wódka, harbata, potraktują sie, śpiwają różne śpiwki, dokazują, táńcują. Poposyłá po drugik ludzi, dokazują ji śpiwają i jaś sie kawáł w noc rozydą. Na drugi dzień sami przydą ci kumowie, przyniesą znou tronku ji znou piją, traktują sie ji jedzą. Jak pojedzą, popija, dopiro robią «więziny», Przyjdzie ten kum s kumecką razem do łózka do tego dziecka, dopiro mu więzą, kładą mu za te krajke «więziny», po ryńskiemu śrybła, jako koguo stać, jak bogaty to wiency, jak bidny to mni, zeby był przy piniondzach. To mu darują: «Zeby ci sie piniądze trzymały.» Jesce pojedza, popiją, w nocy sie poroschodzą — i juz po krzcinak.
Jak chory cłowiek kuoná, tak mu zaśuycą gromnicę, dadzą mu do ręki, zdymią go z łózka, zbierą z niego pierzyny, wszystko, ji słozą go na równianą słomę, tak jako słoma długá, tak sie mu pościele, na kłósiach má nogi ku drzwiom, zeby sle ku drzwiom miáł, bo go mają wyprowadzać, ji zeby juz do tego domu nie powróciuł wiency. Jak skoná to mu zawrą uocy, bo tak niemiło, bo sie tak widzi jagby wstáł. Jak umrze, co juz skoná, uozimnieje,