Więc ten ojciec okropnie był rozzłoszczony na tego syna, a matka znów w domu okropnie się cieszyła, że się nie wydadzą jej zbrodnie. A ten syn miał złote włosy, a ojciec o tym nie wiedział, dlatego że nosił peruge na wierzchu. Więc jak go mieli wieszać, ten kucyk mu powiedział, żeby tę „peruge“ zdjął.
Co tylko go mieli już brać na hak, a kucyk wionął w powietrze, bardzo się dopiero wysoko zatrzymał, tak, żeby ten mógł mówić. Więc ten się odzywa:
— Ojcze! chodzi ci o psa, nie o własne dziecko?! Pojechałeś w świat, nie wiész, jaką żone masz; ale ja wiem, jakąś mi matke zostawił. Zostawiłeś mi taką matkę, która mnie życie odebrać chciała i ciebie oszukiwała. Pierwszy raz jak przyszedłem ze szkoły, zgotowała mi taki obiad, co gdybym zjadł, byłbym sie w kawałki popadał. W drugiem dniu zgotowała mi kąpiel: jak wrzuciłem moje stare ubranie do téj wody, to sie płomieniem zapaliło, a straszna zbójczyni powiedziała, że to sukno takie, jak sie wrzuci do ciepłej wody, to sie płomieniem pali. Na trzeci dzień zgotowała mi takie łoże, co jakem rzucił na niego kota, to go tak siekało, że kawałki pod sufit leciały. Ano i powiedziała mi straszna zbójczyni, że wszystko oskarży ojcu, co ja wyprawiam.
A koń się na to odzywa:
— Ja sam byłem świadkiem okrucieństwa twojej żony.
A ten ojciec się odzywa:
— Nie wiem, kogo mam słuchać. Przyjde do domu: żona mnie szalenie kocha, — a tu co innego o niéj słyszę!
A ten konik się odzywa:
— Dla twojéj żony z jéj miłością to szkoda téj szubienicy, tylko ośmiu par koni i rozedrzyć ją w kawałki!
Ano więc ten ojciec usłuchnął konika i kazał swoją żonę poszarpać, co gdy się dowiedzieli jej wielbiciele, to się do rozpuku śmieli, zamiast jej żałować. Powiedzieli, że dobrze babie tak. Ojciec chciał koniecznie wrócić swego syna do domu, ale on z dumą odpowiedział, że nie potrzebuje ojcowéj łaski. Przebrał się w sukmanę i wyjechał na wieś.
Tam nie mieszkał na wsi, tylko w lesie, i nosił niedźwiedzią skórę na sobie. A to go tak tego wszystkiego uczył ten konik. A w tej wsi był okropny dwór, gdzie były trzy córki. Jedna z nich była bardzo piękna i szukała równego do siebie, byle chłopa. A ten się dowiedział o tym i wkradł się tam do ogrodu, a potym się wkradł do izby ogrodnikowéj (ogrodnika)
Strona:Karol Mátyás - Z za krakowskich rogatek.djvu/20
Ta strona została przepisana.