Strona:Karol Mátyás - Z za krakowskich rogatek.djvu/22

Ta strona została przepisana.

zwróciły na niego uwagi, tylko ta piękna, spojrzała na jego włosy, a potym na bukiet. I myśli sobie:
— Taką samą niteczkę mam w bukiecie, jak jego włosy. O! gdyby on o tym wiedział, pewnoby się do niej przyznał!
A on znów zwrócił na nią uwagę i pomyślał sobie:
— Gdybyś ty wiedziała, że to moim włosem wity ten bukiet, pewnobyś się albo zasmuciła, albo ucieszyła!
I tak przez cały przeciąg nabożeństwa patrzało jedno na drugie. Więc po nabożeństwie, on wyszedł wcześniej i przybiegł do swojej jaskini w lesie, rozebrał się, włożył swoją niedźwiedzią skórę, poszedł do ulubionego ogrodu, położył się pod najpiękniejszym klombem róż.
Leży sobie bardzo paradnie, a zapomniał se głowę dobrze owinąć, żeby mu włosów nie było widać. I tak sobie rozmarzony myślał o tej, co ją widział w kościele. I z zamyślenia nie widział, że ona tuż przy nim stoi, i odzywa się do niego:
— Coś ty jest za niedźwiédź? coś cały siercią porośnięty, a na głowie szmaty masz i złoto ci przegląda?
A nie wiedziała, co to jest: czy to włosy, czy to co? bo się bała bliżej przystąpić.
A on mówi tak:
— A niedźwiédź jestem, tylko taki, jakiego Pan Bóg nie stworzył.
A ona mu mówi tak:
— Czemu ty sie tak ubierasz po niedźwiedziemu?
— A czybym cie mógł inaczej, pani, widzieć?
— A cóż ty dla mnie przychodzisz tu do ogrodu wylegiwać sie?
— A dla kogóżby innego?
A ona się znowu na to tak odzywa:
— Cóż ci z tego przyjdzie, kiedyś ty niedźwiédź?
Tak sobie drwiła z niego. A on mówi tak:
— Gdyby pani chciała, mogę zrzucić skórę niedźwiedzią i pokazać, kto jestem.
A ona mówi tak:
Nie zrucej! nie zrucej! boby cie mógł kto widzieć.
Więc przyszła do domu i zastała jednego z młodzieńców, który się oświadczył rodzicom o jej rękę. Ale ona wzgardziła niem, mówiąc, że wyjdzie za jednego z wieśniaków, który się jej bardzo podoba. A ona mówiła na tego niedźwiedzia, bo wiedziała, kto to jest ten niedźwiedź, i oni się późniéj widywali