Strona:Karol Mátyás - Z za krakowskich rogatek.djvu/26

Ta strona została przepisana.

i w pokoju nikogo. Nareszcie siadł sobie i tak se myśli: — Hm! taki zamek i pusty! podobny do mojego brzucha... Ja jestem taki głodny, że już może i z głodu tutaj umrę.
Wtym przychodzi do niego jakiś człowiek, którego całkiem nie widział, tylko słyszał mowę. I tak mówił do niego ten człowiek:
— Idź do drugiego pokoju! cóż tu będziesz siedział daremnie i dumał? Tam przynajmniej czego skosztujesz! Przyniosłem ci tam śniadanie, świeże ubranie, wodę do obmycia i twoje stracone rzeczy, jakieś sobie stracił w morzu.
A kupiec się na to odzywa tak:
— A czy różę piękną także?
A on mu odpowiada:
— A! to nic!
— A dlaczego nie?
— Bo taką piękną różę to możesz dostać i u nas w ogrodzie świeżą.
Ano więc ten się już nic nie sprzeciwiał, tylko poszedł do pokoju do drugiego. I tam zastał co miał obiecane. Umył się, ubrał się, śniadanie zjadł i myśli sobie:
— Alem se też to pojadł! Jaki Pan Bóg dobry! I jacy tu dobrzy ludzie są! Ale że ich widzieć nie można.... co to było?....
I wyszedł do ogrodu, żeby się przejść po dobrym śniadaniu. Idzie sobie ścieżką i ogląda wszystkie kwiaty, i nagle spostrzegł klomb pięknych róż, właśnie takich, jak sobie córka jego życzyła. Zbliżył się do tego klombu, wyciągnął rękę, ażeby urwać jedną różę dla swojej córki. Wtym chwyta go coś za ramiona okropnemi pazurami i woła na niego chrapliwym głosem:
— Tyś sadził, żebyś rwał?!
A on mówi tak:
— Zlituj się! bo mi potrzeba tej róży dla mojej córki!
To go puściło, i kupiec obejrzał się i ujrzał niestworzonego potwora, jakiego nikt na świecie nie widział i może widzieć nie będzie. I ten potwór mówi do niego tak:
— Ja ci dam i cały klomb róż, ale mi przywieź za rok tę swoją piękną córkę, którą tak nad życie kochasz.
A kupiec się na to odzywa:
— Ach, Boże mój kochany! czego ty wymagasz ode mnie, bym ci dziecko swoje na pożarcie przywiózł!