do swojej ręki. Rozmawiali bardzo nieśmiało, ona się okropnie bała, on starał się ją oswoić i mówił jej:
— Nie bój się mnie: Chociaż jestem taki straszny, ale przecież słyszysz moją mowę! mówię do ciebie spokojnie, łagodnie i nic ci się tutaj przy mnie złego nie stanie.
Onéj się już sprzykrzyło z nim rozmawiać dlatego, że go nie widziała i mówi mu:
— Idź już ode mnie, bo mi się już przykrzy z tobą mówić, ja się muszę trochę lalkami pobawić; nie jestem przyzwyczajona tak poważnie rozmawiać.
On na jej żądanie, ucałował jej rękę i odszedł. Ona pobawiła się trochę lalkami, pograła sobie na fortepjanie i wyszła do ogrodu na spacer. Chodzi sobie po ogrodzie, ogląda kwiaty, zrywa, bukiety sobie robi i myśli sobie:
— Wszystkie róże mam, ale gdzie tu jest ten klomb z te-mi różami, co mi ojciec bukiet z nich przywiózł?
I tak chodzi po ogrodzie i szuka, i znalazła. Zbliżyła się, rwie sobie róże, nareszcie spostrzega o kilka kroków od siebie coś okropnego, czarnego. Przypatrzyła się bliżej, okropnie się przelękła, tak, że aż zemdlała.
A to był ten potwór.
Leżała długo, bo potwór także z tęsknoty był omdlały, i nie wiedział, że ta, do której on tak tęsknił, także z przestrachu zemdlała. Więc po niejakiej chwili przyszła do siebie, przearła sobie oczy, zbliżyła się do potwora pocichutku i pomacała go, przypatrzyła się mu lepiej, że ma oczy zamknięte i że nic nie wie, że ona go maca. Siadła sobie przy nim, zaczęła go głaskać i z jej rozpusty, z jej dziecinności dmuchła mu do ucha. Potwór ruszył się trochę, ona się odsunęła, bo się go bała, ale napowrót wróciła do swojej rozpusty, dmuchła mu drugi raz. Potwór leniwie obejrzał się na nią, ta się go przelękła i krzykła:
— Ojoj! co za paskudne oczy!
On się rozśmiał i zobaczyła znów jego straszne kielce:
— Ach! co za paskudne zęby!
Ale już nie uciekała od niego, tylko się mu lepiej przypatrzyła, że nie był taki paskudny, za jakiego go miała. I mówi mu:
— Cóż ty, biedaku, tutaj tak leżysz? takiś mokry, mrówki po tobie łażą, a ty tak leżysz i leżysz, jak gdyby ci kto kazał...
Strona:Karol Mátyás - Z za krakowskich rogatek.djvu/29
Ta strona została przepisana.