się w owym umyślnie na ten cel uproszonym domu, a gdy kto inny chciałby w tej zabawie wziąć udział, musi się wkupić.
I starzy bawili się dawniej razem z młodzieżą; zdarzyło się, że niejeden starzec, któremu ledwie plątały się nogi, podochocony zapustnym trunkiem, staropolską gorzałką, usłyszawszy dźwięki muzyki, zwłaszcza widząc, jak to młodzież z rozkoszą pląsa, przypomniał sobie dawne czasy, swoje młode lata, stanął przed muzyką, chrapliwym głosem zaśpiewał piosnkę, tupnął nogą i puścił się w taniec z jaką poważniejszą kobietą — a czasem nawet z młodą dziewką. Dopiero to młodzi w śmiech, starzy w śmiech!
A stary jak hula, tak hula — choć kiedy indziej ledwie przebiera nogami.
Na zapusty gospodarze bili wieprze, a zwłaszcza w ostatnie te najszaleńsze dni, bo zapust musiał być tłusty. Spraszali sąsiadów, raczyli się jajaśnicą (jajecznicą) i śtuką (sperką) i popijali wódkę chfest. Garncami okowitę znoszono do domu, a potem jeszcze na klina[1] szli pić do karczmy.
Dziś muzyki ucichły, wieprza rzadko gdzie zabije gospodarz, co najwięcej jaką starą, chudą krowę, ale jeszcze piją na umór, chociaż bez porównania mniej, niż dawniej. Karczmy pełne ludzi — piją, gwarzą, śpiewają, nierzadko się i biją. Jeden poważny, w średnim wieku będący gospodarz ze Stalów[2], opowiadał mi, że nie pamięta żadnego zapustu, »zeby nie béło w kárcmie bijatyki — i to so sprawiedliwe dnie sálone, bo duzy i mały w niéch saleje. Nawet takie smarkáce, co jesce nie wié, co świat płaci, a o tem juz wié, ze trza w zapusty jeść dobrze i pić. To tes jus o kilka dni przed zápustem starajo sie o to, zeby miáł na zápust kilka centy; jak nima gdzie zarobić, to ojcowi ukradnie albo matce kilka jájek, a muso być piniodze na zápust. Takie małe chłopáki i dziewcyny[3] tagze se wydybio taki dom, gdzie nima gospodárza, i kuzdy co z domu porwáł: jeden kawáłek śtuki, drugi kiełbase, trzeci kilka jájek — smazo jajaśnice, śtuke gotujo i sprawiajo se dobry zápust, potem przynieso s kárcmy wodki i pijo. A potem śpiéwajo jak głupie«.